czwartek, 30 sierpnia 2012

Manhattan: Sexy Plexi, duo eyeshadow (podwójne cienie do powiek)

Cienie kupione głównie ze względu na niską cenę, nie wiedziałam czego się po nich spodziewać gdyż nigdy nie używałam cieni marki Manhattan. Wrzuciłam je do internetowego koszyka ot tak, nie licząc na zbyt wiele. Poniżej dowiecie się czy było warto.


Manhattan, 
Sexy Plexi, duo eyeshadow, nr 51d Bling Pink 



Opis producenta:


Wyjątkowo lekkie cienie o jedwabistej konsystencji. Dzięki nim wykonanie błyskawicznego, ale wyrafinowanego i wyszukanego makijażu staje się bardzo proste.


Plastikowe opakowanie z dobrym zatrzaskiem. W środku znajdziemy dwa cienie, jeden nieco większy od drugiego. Lekka konsystencja, kiepski pigment. 0,35g.


Recenzja nie będzie długa. Cienie są kiepskie jakościowo, mimo niskiej ceny raczej niewarte zakupu. Różowy cień jakby opalizujący, błyszczy się i rozświetla. Szary kolor do najjaśniejszych nie należy, ale jego słaba pigmentacja sprawia, że nie jest wybitnie widoczny. Jeśli chodzi o nasycenie koloru to kolor różowy wygrywa - z resztą dowodem są poniższe swatche. Bez bazy się nie obejdzie gdyż cienie szybko się ścierają, kolory są raczej mało widoczne, takie nijakie. Na bazie jest lepiej, ale nadal szału nie ma. Cienie nie osypują się, nie podrażniają powiek.
Ogólnie nie polecam, mimo niskiej ceny.


Trzy może nawet cztery (nie pamiętam :P) warstwy nałożone palcem, na sucho, bez bazy: 




Plusy:
+ cienie nie osypują się

Minusy:
- słaba pigmentacja
- krótka trwałość
- bez bazy się nie obejdzie




Dostępność: ja kupiłam w sklepie internetowym
Cena: 3,75 zł / 0,35 g.


Jakiej marki cienie są Waszymi ulubionymi? :-) Czyżby Sleek? ;-) 

wtorek, 28 sierpnia 2012

FENNEL: peeling cukrowy do ciała z kokosem

To, że co jakiś czas warto porządnie złuszczyć naskórek wie chyba każdy. Ja przez długi czas (od zeszłego grudnia) peelingów nie dotykałam w ogóle ze względu na dość mocno przesuszoną skórę, ale teraz pozwalam już sobie na to, gdyż wróciła ona do normalnego stanu. Po bardzo dobrym wrażeniu, jakie zrobił na mnie jogurt truskawkowy marki Fennel (klik!) czas na drugi z produktów, który otrzymałam do przetestowania.

Fennel, peeling cukrowy do ciała z kokosem




Opis producenta:

Zawiera aktywne kryształki soli i drobinki kokosa
które w delikatny sposób złuszczają martwy naskórek, przywracają skórze jędrność oraz pobudzają mikrokrążenie.  Olej kokosowy posiada właściwości spowalniające procesy starzenia skóry.
Słodki kokosowy zapach przynosi ukojenie zmysłom. Dzięki peelingowi skóra lepiej wchłania substancje aktywne zawarte w kremach i balsamach.



Opakowanie zabezpieczone sreberkiem jest solidne. Zakrętka z wypustkami dzięki którym bez problemu otworzymy scrub nawet mokrą ręką. Konsystencja bardzo bogata, treściwa, mnóstwo drobinek soli i kokosa. Zapach bardzo intensywny, kokosowy, przyjemny. Opakowanie 200g.





            To mój drugi kosmetyk marki Fennel i po raz drugi jestem bardzo zadowolona z jego zapachu. :-) Pachnie bardzo intensywnie, ale cudownie, jakby ciastkami kokosowymi. Zapach utrzymuje się na skórze jeszcze po kąpieli. Sam scrub posiada bardzo treściwą konsystencję, nieco tępą, średnio rozprowadza się na skórze (jest lekko tłusty), ale w połączeniu z wodą staje się to łatwiejsze. Posiada naprawdę dużo ostrych drobinek. Jako, że do peelingów dopiero powracam (moja skóra w ostatnim czasie dużo przeszła) dlatego muszę uważać z tym kosmetykiem, masuję skórę delikatnie, mimo to czuję, że scrub pracuje intensywnie. Skóra po użyciu tego produktu nie jest wysuszona, nałożony na nią balsam ładnie się wchłania. Ciało po peelingi jest super gładkie i miękkie, widać, że peeling spełnia swoje zadanie. Kiedy następnego dnia nałożyłam balsam brązujący, wchłonął się równomiernie i nie zrobiły mi się zacieki.


Dostępność: ja stacjonarnie nie spotkałam się jeszcze z tymi produktami, ale producent na swojej stronie internetowej podaje: "produkty Fennel można kupić w drogeriach oraz salonach kosmetycznych na terenie całego kraju oraz w partnerskich sklepach  internetowych" klik!
Cena: 29 zł / 200 g.




Plusy:
+ solidne opakowanie, sreberko zabezpieczające
+ fajny, intensywny zapach
+ mnóstwo ostrych drobinek, dobry zdzierak
+ nie spływająca z palców konsystencja
+ przyjemny masaż
+ wygładza skórę
+ nie wysusza

Minusy:
- cena (w stosunku do pojemności troszkę wysoka)
- dostępność


Mimo dwóch minusów jakie znalazłam w tym peelingu, bardzo Wam go polecam. Ten peeling okazał się być na prawdę mocnym zdzierakiem, robi co ma robić i robi to dobrze, na dodatek pięknie pachnie, aż chce się go zjeść. :-) Masaż przy jego użyciu to sama przyjemność!


*produkt otrzymałam nieodpłatnie od Fennel


Znacie produkty marki Fennel?

poniedziałek, 27 sierpnia 2012

Łatwy przepis na tartę z owocami i budyniem

Zacznijmy początek tygodnia od czegoś słodkiego. :-) Przedstawię Wam przepis na tartę, którą przygotowałam wczoraj. Miałam w domu jedynie brzoskwinie, więc na placku nie zagościły kolorowe owoce, które zawsze dodają takim słodyczom uroku. Ale była dobra, bardzo, po raz pierwszy robiłam tartę z tego przepisu i już wiem, że z pewnością nieostatni. :-)


Tarta z budyniem i owocami



Składniki:

spód

- 125 gram masła
- 250 gram mąki 
- 100 gram cukru pudru
- jedno jajko
- szczypta soli

masa:

- jedno opakowanie budyniu
- dwie łyżki cukru waniliowego, albo ewentualnie ekstraktu waniliowego
- 30 gram masła 
- 400 ml mleka 


Opis przygotowania:

Do miski przesiewamy mąkę ze szczyptą soli, dodajemy masło pokrojone w kostkę, roztrzepane jajko i cukier. Powstałą masę ugniatamy do uzyskania jednolitej konsystencji. Tworzymy z tego kulę i wkładamy do lodówki na godzinę (ewentualnie do zamrażarki na 20 minut).

Po podanym wyżej czasie, wyciągamy schłodzone ciasto i rozwałkowujemy je na cienki placek. Wykładamy nim formę do tarty (pamiętajcie o papierze do pieczenia). Ciasto nakłuwamy dość obficie widelcem, następnie wkładamy do rozgrzanego piekarnika (200 stopni, 25 minut). Studzimy.

Do przygotowanego budyniu dodajemy ekstrakt waniliowy lub cukier waniliowy. Pod koniec gotowania dodajemy masło, intensywnie mieszamy mikserem. Lekko przestudzony budyń wylewamy na ciasto, wygładzamy na całej powierzchni. Układamy owoce według własnego widzimisię. ;-)




Tarta z tego przepisu wychodzi bardzo smaczna, za tydzień zrobię z pewnością jeszcze jedną, tylko hojniej udekoruję ją różnymi owocami. :-)
Przepis jest łatwy, koszt takiego placka jest niewielki, warto spróbować. :-)


Lubicie tartę na słodko? :-)

niedziela, 26 sierpnia 2012

Wyniki konkursu + małe zakupy odzieżowe

Czas na wyniki konkursu z Mrs. Potters. Do wygrania były dwa zestawy - szampon i odżywka do włosów. Obiecałam dorzucić do każdej nagrody coś od siebie i zdecydowałam że będą to róże marki Wibo (z jedwabiem i witaminą E), obie Zwyciężczynie dostaną po dwa róże w różnych odcieniach. :-)

Wybór Zwycięzców był jak zawsze trudny, zdecydowałam się nie korzystać z maszyny losującej dlatego przyznałam nagrodę osobom, których odpowiedź najbardziej przypadła mi do gustu.
Żeby nie przedłużać paczuszki z kosmetykami powędrują Pocztą Polską do:


LilioweKwiaty

i

grazkaigraszka


Cenię sobie przyrodę, wszystko to co naturalne, chłodny powiew wiatru, zapach trawy, korzystanie z dobrodziejstw natury dlatego Wasze odpowiedzi były jednymi z tych, które najbardzeij przypadły mi do gustu. Za moment dostaniecie ode mnie mejle z prośbą o podanie adresu do wysyłki. Na adresy czekam do piątku, jeśli nie otrzymam ich, podam nowych Zwyciężców.



I pokażę Wam moje małe zakupy z dzisiaj. :-)

Luźny sweterek w odcieniu matowego beżu, z rękawkami do łokci. Zapłaciłam za niego 35 zł. Lubię takie oversize'y, bardzo chętnie je na siebie zakładam. :-) Poszukuję jeszcze bluzeczek o podobnym kroju, muszę pochodzić po sieciówkach. Kupiłam też kolejne baletki, najwygodniejsze buty na świecie. ;-) Takie z kokardką, zapłaciłam za nie 25 zł.





Udanego weekendu!

piątek, 24 sierpnia 2012

Mariza: pomadka i błyszczyk

Marka Mariza zaczyna pojawiać się na blogach kosmetycznych. Ja też mam możliwość przetestowania kilku produktów, zapraszam Was na recenzję dwóch z nich - jak w tytule - będzie to pomadka i błyszczyk do ust.


Błyszczyk Glamour Line 




Opis producenta:

Lekki, nawilżający błyszczyk  pięknie - usta i nadaje im lustrzany połyskefekt mokrych ust
Dostępny w ośmiu soczystych kolorach bez dodatku perły.


Błyszczyk znajduje się w podłużnym opakowaniu. Sam aplikator w formie sztywnej gąbeczki zamieszczony jest na dość długim patyczku. Opakowanie zawiera 8 ml produktu.


Błyszczyk ma dobrą, niespływającą konsystencję, która ładnie rozprowadza się na ustach. Aplikator jest wygodny, łatwo nakłada się nim produkt.  Kolor, który wybrałam nr 27 to fajny odcień nude, naturalnie wyglądający na ustach. Pozbawiony został drobinek, mimo to pozostawia na ustach fajny efekt, błyszczących, mokrych ust. Trwałość - jak u błyszczyków - przeciętna, ja jednak od tego typu kosmetyków nie wiadomo czego nie wymagam. Nie wysusza, ale czy nawilża nie jestem w stanie stwierdzić - usta nawilżam pomadką ochronną. Plus za niską cenę. Polecam.


Efekt:



Dostępność: u konsultantek, podaję kontakt do Pani Marty: marizaklub@gmail.com
Cena: 8,40 zł / 8 ml


Plusy:
+ opakowanie, pojemność, aplikator
+ 8 kolorów do wyboru
+ naturalny efekt
+ nie wysusza
+ nie uwydatnia suchych skórek
+ cena

Minusy:
- dostępność (konsultantki)


I pomadka Soft&Colour





Opis producenta:

Posiada delikatną, kremową konsystencję, łatwo się aplikuje i nadaje ustom długotrwały i głęboki kolor. Zawiera koenzym Q10 oraz wosk carnauba, dzięki którym pielęgnuje usta, sprawia, że są miękkie i odpowiednio nawilżone. Dostępna jest w 16 kolorach od delikatnego różu, poprzez zgaszone beże do nasyconych czerwieni i brązu. 


Pomadka w typowym dla tego typu kosmetyków opakowaniu. Ma kremową konsystencję, całkiem miły zapach i dobrze rozprowadza się na ustach. Kolor 12.

Ten kolor wyobrażałam sobie nieco inaczej, ten (choć bardzo ładny) jest dla mnie mimo wszystko zbyt mocny i intensywny, ale spoko-spoko już moja Mama mi ją zabrała, ona takie lubi. ;-) Mimo, że kolor nie przypadł mi za bardzo do gustu, jest dla mnie zbyt odważny, to powiem o moich obserwacjach poczynionych wraz z Mamą. Pomadka łatwo rozsmarowuje się na ustach. Ma ładne krycie, nie trzeba poprawiać kilka razy aby była widoczna na skórze. Nie klei ust ani ich nie wysusza, nie uwydatnia suchych skórek. Ma zadowalającą trwałość i uważam, że w tej cenie jakość pomadki jest na prawdę dobra. Możecie wybierać spośród 16 kolorów.




Plusy:
+  intensywny kolor
+ kremowa konsystencja
+  16 kolorów do wyboru
+ dobrze rozprowadza się na ustach
+ nie uwydatnia suchych skórek
+ nie wysusza
+ jakość
+ cena

Minusy:
- dostępność (konsultantki)


Dostępność: u konsultantek, podaję kontakt do Pani Marty: marizaklub@gmail.com
Cena: 7,90 zł


Oba kosmetyki okazały się być produktami o dobrej jakości w niskiej, przystępnej cenie. Znacie kosmetyki Mariza? Kusi Was któryś produkt z katalogu?


Zamówienia można składać u Konsultantki, Pani Marty: marizaklub@gmail.com

czwartek, 23 sierpnia 2012

Lirene: family, nawilżająco-odżywczy balsam do opalania, SPF30

Czas na filtr marki Lirene, który jeszcze w czerwcu wygrałam w konkursie u Kingi. Muszę przyznać, że kwestia stosowania filtrów rozwinęła się u mnie tak naprawdę dopiero w tym roku. Twarz smaruję codziennie filtrem z faktorem 30, buzia nie opala się i widać że jest chroniona, polubiłam to. Jeśli chodzi o smarowanie tego typu kosmetykiem ciała - tu jest nieco gorzej. Chętnie używałabym go przed każdym wyjściem na dwór, ale jest to po prostu niemożliwe. Rano, kiedy spieszę się do pracy - nie mam na to czasu.
Staram się jednak sięgać po taki kosmetyk, tak często jak to tylko możliwe, także wtedy, kiedy wiem, że będę długo przebywać gdzieś w otwartej przestrzeni, na świeżym powietrzu.


Lirene Family, 
nawilżająco-odżywczy balsam do opalania, SPF 30





Opis producenta:



Efektywny kompleks HydraNutriFormula™, chroni naturalny płaszcz hydrolipidowy skóry. Zapewnia optymalny poziom nawilżenia i odżywienia. Kompleks na bazie masła shea łagodzi podrażnienia
i regeneruje naskórek, długotrwale zapobiegając jego przesuszaniu. Formuła chroni przed utratą wody, utrzymując jej optymalny poziom, dzięki czemu skóra staje się aksamitna w dotyku i elastyczna.


TRÓJAKTYWNY SYSTEM OCHRONNY

Ochrona przed promieniami UVA i UVB
- Ochrona antyrodnikowa
- Ochrona płaszcza hydrolipidowego


Balsam zamknięty jest w poręczne opakowanie, wykonane z plastiku. Zawiera dozownik. Kolor biały, zapach nieco inny jak u typowych filtrów, ale przyjemny. Konsystencja dobra, nie spływa. Nie bieli. Wodoodporny (ale tego nie sprawdzałam). Opakowanie 200 ml.



Zacznę od tego, że buzię kremuję filtrem marki Soraya, Lirene używam do reszty ciała.


Filtr łatwo rozprowadza się na skórze, a przy tym szybko się wchłania, nie pozostawia skóry lepkiej czy klejącej. Plus za to, że nie bieli. Staram się w tym roku nieco unikać słońca, nie wystawiam się na jego bezpośrednie działanie, kąpieli słonecznych gdzieś na kocyku w trawie byłam zmuszona unikać. Krem z filtrem 30 okazał się być dla mnie odpowiedni, zauważalnie widać, że chroni skórę, wygładza i ją nawilża. Po powrocie do domu nie odnotowuję zaczerwienionych miejsc na nogach, ramionach czy rękach Produkt nie podrażnił mojej skóry, nie wywołał alergii.


Myślę, że dobrze wykonuje swoje działanie, a obietnice producenta zostały spełnione.


Plusy:
+ poręczne opakowanie
+ idealna konsystencja
+ łatwo się rozsmarowuje
+ szybko się wchłania
+ chroni skórę, nawilża
+ ochrona przed promieniami UVA i UVB
+ wodoodporny 
+ nie klei się, nie bieli
+ nie podrażnia, nie wywołuje alergii


Minusy:
- brak

Skład:


Dostępność: sklepy, markety, drogerie, apteki z produktami Lirene
Cena: 25,99 zł / 200 ml, ale obecnie można kupić za 12,99 zł tutaj!





Znacie ten filtr? Używacie? Macie swoje ulubione balsamy do opalania?

środa, 22 sierpnia 2012

Były paznokcie, nie ma paznokci. :-(


BYŁO





JEST
:-(




Decyzję o ścięciu pazurków na zero trochę odwlekałam, bo przyzwyczaiłam się do ich długości. Polubiłam je, pięknie prezentowały się na nich lakiery. Jednak pod koniec walki z trądzikiem (dość silnym lekiem, który nieco spustoszył mój organizm) paznokcie były w dość opłakanym stanie. Kilka zdrowych ładnych, kilka wciąż się rozdwajających i łamiących. Nie mogłam przywrócić im dawnego wyglądu, nic nie pomagało. Zdecydowałam się ściąć je dosłownie na zero i zapuszczać od nowa.

Powiem szczerze, że będę miała opory, prezentować Wam w chwili obecnej na takich śmiesznych paznokciach moje lakierowe nowości czy ulubieńców, a nawet bubli. :-( Czuję się w nich, jak mała dziewczynka. :-(

W walce - mam nadzieję - pomoże mi odżywka diamentowa z Eveline.


Tak wiem - to tylko paznokcie - odrosną. ;-) Oby szybko!

wtorek, 21 sierpnia 2012

Oeparol: HYDROSENSE płyn micelarny do demakijażu

Płyny micelarne to świetny wynalazek. Mleczek do demakijażu nigdy nie lubiłam. Czułam, że moja skóra ich nie znosi. Zbawieniem okazały się lekkie preparaty z zawartością miceli. :-)
Dobór odpowiedniego, przy ogromie dzisiejszej oferty sklepowej jest nielada wyzwaniem!


Oeparol, seria Hydrosense, płyn micelarny do demakijażu





Opis producenta:

Formuła micelarna szybko i dokładnie usuwa makijaż twarzy i oczu. 
Idealnie oczyszcza skórę i zapobiega podrażnieniu i przesuszeniu naskórka. 
Po zastosowaniu skóra jest miękka, nawilżona i ukojona. Dzięki łagodnym substancjom oczyszczającym
preparat nie powoduje zaczerwienień i zapewnia skórze uczucie komfortu. 

* "Tym, co odróżnia nową linię Hydrosense od istniejących już na rynku, jest wykorzystanie w jednym kompleksie kwasu hialuronowego i oleju z wiesiołka
To unikalne połączenie uczyni skórę doskonale nawilżoną, miękką i elastyczną."



Płyn znajduje się w przeźroczystej, dość wysokiej butelce z dozownikiem zamykanym na zatrzask. Ma przyjemny zapach, konsystencja płynna. Hypoalergiczny.
Opakowanie 200 ml.




Tego płynu używam do zmywania makijażu oczu i ust, ponieważ do twarzy wybieram takie, które zawierają jak najmniej chemii. ;-)

                Sama aplikacja jest prosta i przyjemna - jak w wypadku tego typu produktów. Nasączamy płynem wacik kosmetyczny i lecimy z demakijażem. Zapach przyjemny, w ogóle mi nie przeszkadza, choć spotkałam się z opiniami, że jest nieco zbyt intensywny. Dozownik ma odpowiedni otwór, dzięki któremu nie wylewa się jednorazowo zbyt dużo produktu. 
A działanie? Tusz, kredkę bądź płynny eyeliner, cienie, błyszczyk/pomadkę zmywa bardzo dobrze i muszę przyznać że jestem z niego zadowolona. Warto nasączony wacik przytrzymać chwilę przy skórze aby rozpuścił kosmetyki - wtedy cały proces demakijażu jest szybszy i prostszy. Nie spowodował u mnie żadnego podrażnienia, szczypania czy ściągnięcia skóry, nie wysuszył. Ogromny plus za to, że nie tworzy uczucia widzenia jakby przez mgłę i nie pozostawia tłustej powłoczki na skórze.
Po użyciu płynu odczuwam przyjemne orzeźwienie, to fajne uczucie, szczególnie w takie upały jakie mamy obecnie. :-)
Ten płyn sprawdza się u mnie bardzo dobrze, wydajność jest niezła - dlatego mogę Wam go polecić.


Skład: Aqua, Capryl Betaine, PEG-8, PEG-6 Caprylic/Capric Glycerides, Phenoxyethanol/Ethylhexylglycerin, Aloe Barbadensis Leaf Juice, Biosaccharide Gum-1. Propylene Glycol, Hydrolyzed Caesalpinia Spinosa Gum, Oenthera Paradoxa Oil, Parfum, Sodium Benzoate, Disodium EDTA, PEG-30 Hydrogenated Castor Oil, Sodium Hyaluronate.



Plusy:
+ opakowanie z dozownikiem
+ ładny zapach
+ dobrze zmywa makijaż oczu i ust
+ nie wysusza, nie podrażnia, nie ściąga skóry
+ delikatnie orzeźwia skórę
+ nie tworzy uczucia widzenia przez mgłę
+ nie pozostawia tłustego filmu na skórze
+ hypoalergiczny
+ brak parabenów w składzie
+ cena


Minusy:
- dla mnie brak


Dostępność: np. apteki, sklepy zielarskie, Superpharm.
Cena: ok. 12 zł / 200 ml.


Znacie ten płyn micelarny? Lubicie produkty marki Oeparol? Jakie są Wasze ulubione kosmetyki do demakijażu?



poniedziałek, 20 sierpnia 2012

Be Beauty: green nature, odżywczy krem do rąk (skóra sucha)

Krem do rąk? Lubię i używam, ale nie jest to kosmetyk, który noszę zawsze przy sobie. Nie używam go kilka razy dziennie gdyż moja skóra po prostu tego nie potrzebuje. Jest raczej normalna, nieco ściągnięta jedynie po kąpieli.



Opis producenta:


Green Nature to zielona strefa skutecznej pielęgnacji, bazująca na hypoalergicznych, komfortowych formułach, zawierających naturalne składniki roślinne. 
 Krem do rąk zmniejsza uczucie szorstkości i chroni przed niekorzystnym wpływem czynników zewnętrznych. 
 Przebadane dermatologicznie kosmetyki nie zawierają alergenów ani sztucznych barwników, przez co są dobrze tolerowane przez skórę wrażliwą.


Opakowanie to stojąca, miękka tubka z odpowiednim dozownikiem ułatwiającym aplikację kosmetyku. Lekka konsystencja, szybkie wchłanianie. Kolor biały. Tubka zawiera 75 ml produktu.




Zacznijmy od trzech najważniejszych rzeczy, które wymagam od kremu do rąk - jeśli dany produkt je spełnia, to w zasadzie nie ma żadnych przeszkód - zużywam go do końca. Chodzi o konsystencję, wchłanialność i lepkość. Mój idealny krem do rąk musi mieć lekką konsystencję, powinien szybko się wchłaniać i nie pozostawiać uczucia lepkości. Krem z Be Beauty właśnie taki jest, dlatego polubiłam go od razu. Nie pozostawia tłustego filmu na dłoniach. Przyjemnie pachnie, ładnie nawilża, pomaga zlikwidować uczucie ściągnięcia skóry spowodowane kąpielą. Pozostawia skórę gładką i miłą w dotyku.
Myślę, że to bardzo udany produkt, w niskiej cenie, fajnie pielęgnuje skórę (choć nie wiem jak poradziłby sobie z bardziej wymagającą).
Produkty z tej serii nie zawierają alergenów ani sztucznych barwników. :-) I ciekawostka - są produkowane przez polską markę Tołpa!

Uważam, że to bardzo udany produkt, moje dłonie go polubiły, jest dla nich wystarczający.

Nie wiem czy ta seria jest jeszcze w sprzedaży, ale jeśli spotkacie kosmetyki Green Nature, to polecam Wam ich zakup (miałam również balsam, który także dobrze się sprawdził).





Plusy:
+ lekka konsystencja
+ szybko się wchłania
+ nie lepi się
+ nie pozostawia tłustej otoczki
+ fajny zapach
+ wydajny
+ miękka tubka, umożliwia wydobycie kosmetyku do samego końca
+ dobrze pielęgnuje i nawilża dłonie
+ cena

Minusy:
- wszędobylska parafina i parabeny w składzie


Dostępność: Biedronka (nie wiem czy produkty z tej serii są jeszcze dostępne)
Cena: 3,99 zł / 75 ml.



Używacie kosmetyków Be Beauty? Który najbardziej przypadł Wam do gustu? Co polecacie? A czego radzicie unikać?

sobota, 18 sierpnia 2012

Smart girls get more, kolor 35 (lakier do paznokci)

Dawno nie pojawił się na blogu lakier do paznokci, więc pokażę Wam ten, który noszę obecnie. Odcień, choć fajnie wygląda na paznokciach nie chce za bardzo współpracować z moim aparatem, dlatego o zdjęciu "na wprost" nie ma właściwie mowy. Zrobiłam mnóstwo fotek i żadna nie oddawała dobrze koloru. Na szczęście ta poniżej idealnie go odwzorowuje.

Smart girls get more, kolor 35




Lakier znajduje się w małej buteleczce która mieści 7 ml produktu. Pędzelek mały, zgrabny, dobrze nanosi produkt. Kolor 35 to fajny, ciemny odcień zieleni, ładnie wygląda zarówno na długich jak i krótkich paznokciach. Aby pokryć płytkę użyłam dwóch nieco grubszych warstw emalii. Lakier ładnie rozprowadza się na paznokciach, nie tworzy smug ani nieestetycznych pęcherzyków powietrza. Dość szybko schnie, a i z trwałości jestem zadowolona.

Uważam, że to dobry lakier w rozsądnej cenie. :-)


Dostępność: dyskont Textilmarket
Cena: 4,99 zł / 7 ml.



Jak Wam się podoba?

czwartek, 16 sierpnia 2012

Rozwiązanie idealne - depilacja woskiem na ciepło

Dzisiaj pokażę Wam przyrząd, który kupiłam jakiś rok temu. Jestem z niego bardzo zadowolona, zdecydowanie ułatwia mi życie. :-) Mowa o podgrzewaczu do wosku.

Tak na prawdę nieco ponad rok temu, po raz pierwszy zdecydowałam się na depilację woskiem na ciepło u kosmetyczki. Odkąd pamiętam zawsze miałam problem z usuwaniem włosków. Próbowałam różnych metod: krem, maszynka do golenia, plastry z woskiem na zimno, pasta cukrowa. Mam jakąś dziwną skórę na nogach, bo od razu po depilacji (nawet dobrą maszynką) jest ona bardzo podrażniona i podrażnienie długo się utrzymuje. Nie ma mowy abym ogoliła sobie nogi tuż, czy nawet kilka godzin przed jakimś wyjściem. W grę wchodzi jedynie golenie podczas wieczornej kąpieli, wtedy skóra przez noc dochodzi do normalności i rano mogę paradować po dworze w spódniczce czy krótkich spodenkach. Częste golenie jest w moim przypadku bardzo uciążliwe, tym bardziej, że nowe włoski szybko mi odrastają, mam jasną karnację i mimo że jestem blondynką, włoski rosną mi grube i czarne przez co są widoczne.

Mimo, że bałam się bólu udałam się do salonu kosmetycznego. Panią Kosmetyczkę, na którą wtedy trafiłam polubiłam od razu, bardzo przyjemna kobieta, zaglądam do niej do tej pory na różnego rodzaju zabiegi upiększające. :-)
Depilacja była szybka, nie obyło się bez bólu, ale był on do zniesienia. Tak jak przewidywałam zaczerwienie było i to dość mocne, utrzymywało się długo. Mimo to, nie żałowałam podjęcia tej decyzji ani przez chwilę. Kiedy podrażnienie zeszło, miałam długi spokój z goleniem nóg to raz. Dwa - były gładkie. Trzy - włoski nie odrosły wszystkie, na prawdę mocno się przerzedziły! Za depilację ud i łydek zapłaciłam wtedy około 80 zł. Po jakimś czasie doszłam jednak do wniosku, że szkoda jest mi wydawać 80 zł co miesiąc (swoją drogą nie tylko na nogach rosną włoski, czyli koszt wizyty byłby zawsze wyższy). ;-)

I wtedy właśnie zaczęłam rozglądać się za urządzeniem przeznaczonym do depilacji. Stwierdziłam że taki proces usuwania włosków jest na tyle prosty, że poradzę sobie sama. Wybrałam się do pobliskiej hurtowni kosmetycznej, kupiłam zestaw, w skład którego wchodziło całe urządzenie + 5 różnych wosków w rolkach. (Woski z tego zestawu zostały już przeze mnie zużyte dlatego ich nie pokazuję). :-)





Koszt takiego zestawu wyniósł mnie wtedy około 90 zł, teraz widzę, że sam podgrzewacz można obecnie nabyć w cenie około 50 zł.

Co potrzebujemy do domowej depilacji woskiem na ciepło?

- podgrzewacz (obecny koszt w hurtowniach to ok. 50 zł)
- wosk (ok. 5-7 zł za sztukę)
- paski (ok. 15 zł za 100 pasków)
- zasypka dla dzieci (do odtłuszczenia skóry przed nałożeniem wosku, ok. 4 zł / opakowanie)
- oliwka (do zmycia pozostałości wosku, ok. 8 zł / opakowanie)

+ ewentualnie kosmetyki łagodzące, kremy bądź też żele znieczulające itd.

Przeciwwskazania:

- popękane naczynka
- żylaki, stany przedżylakowe, zapalenie żył
- ciąża – ostatni trymestr
- alergie
- cukrzyca
- stany ropne i zapalne, owrzodzenia
- łuszczyca
- obrzęki
- świeże blizny
- epilepsja
- świeże rany i ubytki skórne
- niska krzepliwość krwi
- gorączka 



Przedwczoraj byłam na zakupach i dokupiłam dwa kolejne woski, bo akurat mi się skończyły, wzięłam też małe opakowanie pasków. Wygląda to tak:




Sposób użycia: 

rozgrzać wosk w podgrzewaczu do uzyskania konsystencji płynnej. używając rolki nanieść cienką warstwę na fragment skóry owłosionej, którą chcemy poddać zabiegowi depilacji (wzdłuż wzrostu włosa). Nakleić pasek do depilacji i mocnym, zdecydowanym ruchem zerwać pasek pod włos.



Muszę przyznać, że po wielu samodzielnych depilacjach woskiem, skóra chyba się trochę przyzwyczaiła, bo nie reaguje już tak mocnym podrażnieniem. Jestem zadowolona. Zakup takiego urządzenia zwrócił mi się szybko, bo u kosmetyczki musiałabym zostawić dużo więcej pieniędzy. Cenię sobie to, że mogę samodzielnie bądź przy pomocy siostry, w zaciszu domowym przeprowadzić depilację. 
Urządzenie jest bardzo łatwe w obsłudze.



Zalety takiej depilacji i urządzenia:
+ szybko i sprawnie
+ niski koszt zabiegu
+ urządzenie łatwe w obsłudze
+ możemy pozwolić sobie na zabieg w zaciszu domowym
+ włoski odrastają słabsze, jest ich mniej
+ spokój z codziennym goleniem (ja używam wosku mniej więcej raz / miesiąc)

Minusy:
- trochę boli (ale wiadomo, każdy w innym stopniu reaguje na ból)



Dostępność: hurtownie kosmetyczne, Allegro
Cena: rok temu za zestaw podgrzewacz + 5 wosków zapłaciłam ok. 90 zł



Jaką metodę depilacji preferujecie? :-) Używacie wosku na ciepło? Chodzicie do kosmetyczki czy kombinujecie same w domu?

poniedziałek, 13 sierpnia 2012

Everyday Minerals: cienie i róż.

Nie było mnie kilka dni w blogosferze. Powód? Najzwyklejszy brak czasu, przepraszam! Szybciutko wracam z recenzją trzech produktów Everyday Minerals. :-) Minerały uwielbiam, podkreślam to na każdym kroku. Skóra w nich oddycha, wygląda naturalnie, mimo to - umiejętnie nałożone - potrafią ukryć na prawdę sporo niedoskonałości. Jeśli chodzi o kolorówkę to jest ona bogata w mnóstwo odcieni, które pięknie można ze sobą komponować. :-)


Na zdjęciach poniżej znajdują się dwa cienie w roletkach: Flora i Silent Current, a także róż w słoiczku: Rhapsody in peach.




Rhapsody in peach

Zacznijmy od różu. Zakochałam się w nim od pierwszej chwili. :-) Wspomnę może o tym, że znam minerały Everyday Minerals, ich kosmetyków używam na co dzień. 

Na zdjęciu widać słoiczek MINI o pojemność 1,7 g. Ma sitko przez które bez problemu dozujemy produkt. Kosmetyk jest bezzapachowy, nie był testowany na zwierzętach. Konsystencja: sypka. Produkt całkowicie mineralny.

Jest to piękny, koralowy odcień, wpadający w nienachalną pomarańczkę, dostrzegam w nim delikatne drobinki. Pojemność 1,7 g może wydawać Wam się niewielka, ale uwierzcie - minerały są ogromnie wydajne, nieduża ilość spokojnie wystarcza do stworzenia makijażu.
Rhapsody in peach ładnie rozprowadza się na skórze, ja używam do aplikacji miękkiego pędzla do różu Hakuro. Pigmentacja - godna uwagi, na poniższym zdjęciu widać dwie cienkie warstwy różu!




Na mojej buzi róż utrzymuje się długo, na prawdę, nie wymaga u mnie żadnych poprawek w ciągu dnia. Trochę się ściera - wiadomo, ale jest to równomierne. Róż nie tworzy smug ani plam. Efekt można stopniować. Nakładam go na podkład mineralny - w zależności od tego, po który sięgnę, zazwyczaj jest to Lumiere bądź Lily Lolo. Niedoskonałości zakrywam korektorami marki Everyday Minerals. Pokazywałam je tutaj: klik!

Uzyskany efekt to ładnie i przede wszystkim zdrowo wyglądające, zarumienione policzki. Uważam, że to na prawdę udany odcień. :-) Jestem z niego niesamowicie zadowolona! :-)

Dostępność: Kosmetyki-mineralne.com
Cena: 25,90 zł / 1.7 g (w sklepie dostępny również tester i pojemność BIG)



Flora i Silent Current

Czas na cienie. Oba zamknięte są w podłużne, solidne tubki, zakończone kulką. Ciekawe rozwiązanie, gdyż aplikacja może przebiegać bez użycia pędzelka do makijażu. Przyznam szczerze, że mi jednak wygodniej operować pędzlem dlatego przy każdej aplikacji ściągam kulkę. :-)

Cienie są bezzapachowe, naturalne, nie testowane na zwierzętach.

Flora - naturalny odcień, perłowy, zawiera niewielkie, ładnie mieniące się drobinki, uniwersalny. Trochę brązowy, trochę łososiowy.
Silent Current - perłowy, zawiera niewielkie, ładnie mieniące się drobinki. Jest to ciekawy odcień zieleni, jakby ciemny turkus.


Bez bazy (warstwa nałożona kulką). Pędzelkiem efekt jest bardziej wyrazisty. 



Z bazą (warstwa nałożona kulką). Pędzelkiem efekt jest bardziej wyrazisty.



Pigmentacja raczej średnia - zależy co kto lubi. Na bazie trzymają się bardzo ładnie, dodatkowo wydobywa ona z nich intensywniejszy odcień. Cienie ładnie poddają się rozcieraniu, delikatnie się osypują. Nie podrażniły moich oczu. Flora to zdecydowanie "mój" kolor gdyż jestem ogromną fanką brązowych cieni. Silent Current - przyznaję- ładnie prezentuje się w połączeniu z powyższym kolorkiem. :-) Cienie są bardzo wydajne. Z pewnością minusem, o którym należy wspomnieć jest ich cena. Proponuję polować na promocje. :-)


Dostępność: Kosmetyki-mineralne.com  (obecnie nie widzę koloru Flora w sklepie, ale zajrzyjcie - jest mnóstwo innych odcieni :-) )
Cena: 20,90 zł / 1g



Minerały uwielbiam od kilku lat, to właśnie przejście na naturalną kolorówkę sprawiło, że moja cera zaczęła wyglądać lepiej. Z całego serca Wam je polecam. Podkład mineralny to produkt, z którego chyba każda zmęczona podkładami drogeryjnymi cera będzie zadowolona. :-)


*produkty otrzymałam nieodpłatnie od Kosmetyki-Mineralne.com



Znacie kosmetyki Everyday Minerals? :-) Które przypadły Wam do gustu? A może dopiero planujecie przygodę z naturalnymi kosmetykami do makijażu? :-)

środa, 8 sierpnia 2012

E-naturalne.pl: Krem nawilżający z ekstraktem z prawoślazu i hydromanilem (kręcimy wspólnie krem)

Pisałam ostatnio na Facebooku o tym, że przymierzam się do własnoręcznego ukręcenia kremu nawilżającego do twarzy. Jako, że do kosmetyków, które nakładam na buzię podchodzę z pewną dozą nieśmiałości (boję się o zapchanie) to szczególnie zwracam uwagę na ich skład. Przetestowałam w swoim życiu całą masę kremów drogeryjnych, które nie robiły absolutnie nic, albo jeszcze gorzej - szkodziły. Ogromna ilość chemii w nich zawarta nie wpływa dobroczynnie na moją cerę.


Krem, o którym dzisiaj mowa składa się z kilku składników, a mianowicie:


Baza kremowa (97,5% naturalna) – 40 g

Hydromanil – 2 g

Ekstrakt z Prawoślazu lekarskiego - 2g

NMF - 1 g

Olej ze słodkich migdałów – 2 g

(do zestawu dołączono również słoiczek, naklejkę i pipetkę)


Na stronie sklepu znajdziemy informację, że jest to łagodny krem o właściwościach głęboko nawilżających, który pozwala utrzymać odpowiedni poziom wilgotności skóry przez całą dobę. Regeneruje, zmiękcza, wygładza, opóźnia proces starzenia się skóry, pomaga utrzymać zdrowy i młody wygląd skóry. Chroni przed szkodliwym działaniem promieni słonecznych i środowiska.



Jestem ogromnie ciekawa czy ten krem się u mnie sprawdzi, ale recenzji dzisiaj nie będzie, bo jestem dopiero na początku testów. Dzisiaj przychodzę do Was z wizualizacją jak łatwo jest taki kremik sobie samemu przygotować w domu. :-)



Krem nawilżający z ekstraktem z prawoślazu i hydromanilem
- krok po kroku.

1. Najpierw przygotujmy sobie wszystko co będzie nam potrzebne do stworzenia kremu. Zestaw zawiera wszystko poza hydrolatem (czyli wodą kwiatową) którą musimy dokupić. Hydrolatów u mnie w domu zawsze dostatek, więc dla mnie to nie problem, tym bardziej, że potrzebujemy tylko 3 ml tego produktu.






2. Do bazy kremowej za pomocą pipetki dodajemy 3 ml ulubionego hydrolatu (ja wybrałam zieloną herbatkę), a także olej ze słodkich migdałów, który dołączono do zestawu. Całość mieszamy ze sobą, ja użyłam drewnianej szpatułki, choć myślę że spokojnie nada się do tego celu powyższa pipetka, bo nie będzie nam już potrzebna.




3. Następnie do naszego słoiczka wlewamy całą zawartość trzech dołączonych tubek, czyli: hydromanil, NMF, i ekstrakt z prawoślazu lekarskiego. I znowu wszystko ze sobą mieszamy.



4. Otrzymany krem przybrał bardzo lekką konsystencję, która szybko wchłania się w skórę do matu, nie ściąga jej, jak na razie nie odnotowałam żadnych podrażnień czy powstawania zaskórników. Krem jest bezzzapachowy, ale jeśli Wam to przeszkadza, możecie dodać do niego jeszcze jakiś olejek eteryczny. W zestawie była jeszcze naklejka, którą na koniec można nakleić na słoiczek, ale gdzieś mi się zapodziała. :-(





Krem można przechowywać w temperaturze pokojowej do 25 st. C, ale zalecane jest w lodówce.
Termin ważności: 6 miesięcy.

Do kremu możemy dodać jeszcze jakieś produkty - według upodobań, nie ma tu żadnych przeciwwskazań. :-)

 O spostrzeżeniach dotyczących działania kremu napiszę za jakiś czas. Baza kremowa, jak i ekstrakt z prawoślazu i hydromanil zawierają glicerynę, a wciąż nie jestem pewna czy moja cera aby na pewno ją lubi, więc trochę strachu jest. Na mojej buzi nie ma żadnych zmian, poza przebarwieniami, nie chciałabym aby jej stan się pogorszył, trzymajcie kciuki! :-)


Dostępność: E-naturalne.pl
Cena: 24,90 / 50 g.


* krem otrzymałam dzięki współpracy ze sklepem e-naturalne.pl


Lubicie takie gotowe zestawy do samodzielnego przygotowania? Co sądzicie o tego typu kremach? Znalazłyście już krem idealny czy wciąż szukucie?
Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...