środa, 29 stycznia 2014

Annabelle Minerals: Romantic i Coral (róże mineralne)

Minerały są ze mną już od kilku ładnych lat, a mało kiedy piszę o nich na blogu - czas to zmienić. Podkłady mineralne okazały się już dawno temu być zbawieniem dla mojej twarzy. Zdarza mi się w obecnych czasach stosować je zamiennie z podkładami tradycyjnymi, ale jest to raczej działanie sporadyczne. Przetestowałam wiele marek mineralnych, teraz na dłużej zatrzymałam się przy Annabelle Minerals jako że ich podkłady zachowują się na mojej skórze nadzwyczaj dobrze.


Annabelle Minerals
- róże do policzków





Opakowanie/pojemność:
Przedstawione na zdjęciach opakowania to testery zawierające 1 gram produktu. Są wypełnione niemal po brzegi. Słoiczki są przezroczyste, wytrzymałe, posiadają nakrętki, nic się nie wysypuje. Szkoda, że nie mają zasłonek z sitkiem (podobnie jak w EDM), ułatwiłoby to aplikację.
Pełnowymiarowe opakowanie zawiera 4 g produktu.

Konsystencja:
Sypka, łatwo rozprowadza się na twarzy przy pomocy pędzla.

Zapach/kolor:
Są bezzapachowe. W dzisiejszej notce przedstawiam dwa kolory, Romantic: jasny, delikatny, matowy róż, idealny do jasnej cery i Coral: wyrazisty, matowy, ciepły odcień, należy uważać, bo łatwo z nim przesadzić. Oba odcienie nie zawierają drobinek.





Bardzo lubię róże Annabelle Minerals. Do ich aplikacji używam ściętego pędzla Everyday Minerals bądź Hakuro H24. Efekt można stopniować poprzez dodawanie kolejnych warstw, trzeba jednak przyznać, że pigmentacja jest na bardzo zadowalającym poziomie (powyżej jedna warstwa produktu). Na skórze zachowują się bardzo dobrze, rozprowadzenie ich jest bezproblemowe, nie tworzą się plamy. Kolory zachowują swoją barwę przez cały dzień, nie tracą na intensywności, nie ścierają się ani nie bledną. Oba kolorki podobają mi się, przede wszystkim są matowe i nie posiadają skrzących drobinek. Romantic jest chłodny, delikatny, bardzo przyjemny, pasuje do mojego jasnego kolorytu cery, Coral natomiast jest dużo bardziej intensywny, wyrazisty, karmazynowy, w odpowiedniej ilości również pięknie prezentuje się na policzkach. Proszki nie podrażniają mojej skóry ani nie powodują zapychania. Minerały są bardzo wydajne, póki co, nie mam w planach zakupu pełnego wymiaru różu, bo chciałabym przetestować pozostałe kolory, a takie pojemności testerowe sprawiają, że można ich używać przez dłuższy okres czasu. Tak jak pisałam wcześniej - szkoda, że pojemniczki nie posiadają sitek, byłoby wygodniej, poza tym nie mam im nic do zarzucenia. :-)

SkładMica, Titanium Dioxide, Zinc Oxide, Iron Oxide, Ultramarines


Dostępność: strona producenta
Cena: 30 zł / 4 g, 7,50 zł / 1g



Używałyście minerałów Annabelle Minerals? :-)

wtorek, 28 stycznia 2014

Rozdanie: Wygraj archiwalne pudełko ShinyBox!

Czas na obiecane w poprzedniej notce rozdanie. :-) Zastanawiałam się nad zasadami zabawy, chciałam zorganizować jakiś kreatywny konkurs, ale ostatecznie doszłam do wniosku, że chciałabym dać szansą każdemu z Was, dlatego reguły będą łatwe, proste i przyjemne.





NAGRODA

Do wygrania jest jedno z archiwalnych pudełek z kosmetykami, ShinyBox. Aby było ciekawiej nie powiem Wam, o który box gracie. Przekona się o tym dopiero Zwycięzca w chwili otwierania pudełka. :-)


ZASADY

1. Polub funpage ShinyBox i my-love-cosmetics. (obowiązkowo)
2. Bądź publicznym obserwatorem mojego bloga. (obowiązkowo)
3. Napisz jaki kosmetyk najchętniej zobaczyłabyś w którejś 
z kolejnych edycji ShinyBox.  (obowiązkowo)

dodatkowe punkty uzyskasz gdy:

4. Dodasz mój blog do blogrolla.
5. Udostępnisz informację o rozdaniu na swoim blogu bądź facebooku (proszę użyć zdjęcia znajdującego się w tym poście).


Dla ułatwienia podaję wzór, którego proszę używać przy udzielaniu odpowiedzi w komentarzu:


1. Lubię ShinyBox i my-love-cosmetics jako:
2. Adres e-mail:
3. Obserwuję jako:
4. Chciałabym aby w którejś z kolejnych edycji ShinyBox znalazł(a) się:
5. Blogroll: tak (link) / nie
6. Udostępniłam: tak (napisz gdzie + podaj link) / nie


_
Zabawa trwa od dzisiaj (28.01.2014) do 18.02.2014 (włącznie). Wyniki zostaną ogłoszone w ciągu tygodnia od daty zakończenia rozdania. Wysyłka nagrody tylko na terenie Polski. Wszelkie zapytania proszę kierować na adres mejlowy 34onelove@gmail.com. Sponsorem nagrody jest ShinyBox, natomiast wysyłką zajmuję się ja osobiście.


*** EDIT: Komentarze zablokowane aby zbiór adresów mejlowych nie był pożywką dla kogoś kto używa ich poza zgodą samych zainteresowanych. Są u mnie do wglądu. ;)

Zapraszam do zabawy!

czwartek, 23 stycznia 2014

Shinybox - styczeń 2014 + informacja o rozdaniu dla Was! :-)

Po małych przebojach i do mnie dotarł styczniowy ShinyBox. Nie mogłam się już doczekać, bo obiło mi się o oczy i uszy co znajdzie się w tej edycji pudełek. Już przed jego otrzymaniem wiedziałam, że skrywa jedną z atrakcyjniejszych dla mnie zawartości. :-) Na koniec notki znajdziecie informację odnośnie konkursu, w którym będziecie mogły zgarnąć jedno z archiwalnych boxów. Które dokładnie? To niespodzianka! :-) Dowie się o tym dopiero Zwyciężczyni podczas otwierania wieczka opakowania.


Shinybox 
styczeń 2014





Zespół Shiny przygotował dla nas w styczniowym pudełko cztery pełnowymiarowe produkty, piątym zaś jest kosmetyk pochodzący z edycji limitowanej. Poniżej przedstawiam Wam produkty z bliska.

DELAWELL
Oliwka do paznokci
produkt pełnowymiarowy
(29 zł / 15 ml)


EVREE
Wygłądzający peeling do stóp
produkt pełnowymiarowy
(10 zł / 75 ml)


BIOLIQ
Krem nawilżający pod oczy (zamiennie z innymi produktami do pielęgnacji twarzy)
produkt pełnowymiarowy
(15 zł / 15 ml)


DERMIKA
Wygłądzająca baza pod makijaż
edycja limitowana
(17 zł / 10 ml)


PAESE
Linea, automatyczny eyeliner
produkt pełnowymiarowy
(23 zł / szt)




Tak prezentują się kosmetyki znajdują się wewnątrz czarno-różowego opakowania. Poza powyższymi produktami znajduje się także bon wartościowy do wykorzystania w moim ulubionym sklepie BingoSpa. Z pewnością z niego skorzystam, bo bardzo cenię sobie ich kosmetyki.
Wracając do ShinyBoxa to przyznaję, że poza sprawdzeniem kredki Paese nie miały jeszcze swojej premiery pozostałe produkty ponieważ dopiero przed momentem dostarczył mi je kurier. Jestem bardzo ciekawa kremu pod oczy Bioliq (bardzo cieszę się, że to właśnie on mi się trafił, bo mój dobił parę dni temu dna), a także oliwki do paznokci Delawell. Peeling do stóp to produkt, po który nie sięgam regularnie, mimo to fajnie, że coś takiego [Evree] trafiło do pudełka (tym bardziej, że to bodajże pierwszy produkt do stóp w SB o ile mnie pamięć nie myli). Bazy pod makijaż raczej nie używam, ale tę zamierzam wypróbować, z racji tego, że Dermika bardzo mnie ciekawi.

Jeśli również macie chęć na ShinyBoxa to odsyłam Was do strony:

Mam też informację dla tych z Was, które chciałyby kupić taniej którąś z poprzednich edycji pudełek. Na stronie Shiny ruszyła jakiś czas temu wyprzedaż o nazwie Koło Fortuny. Wystarczy zapisać się do newlettera ShinyBoxa i to właśnie na podany tam adres mejlowy, otrzymacie kod rabatowy na wybrane pudełko (20%, 50% lub 100%).




Zastanawiam się nad sposobem rozlosowania dla jednej z Was "pudełka-niespodzianki", które dostałam dodatkowo od Shinyboxa. Nie wiem czy zrobić zwykłe rozdanie, czy lepiej konkurs z jakimś łatwym zadaniem do wykonania, może podpowiecie w czym chętniej wzięłybyście udział? :-) Co prawda mam już pewien pomysł, ale stwierdziłam, że podpytam jeszcze Was moje drogie Czytelniczki. :-) Jeśli jesteście zainteresowane wzięciem udziału, to obserwujcie mojego bloga, lada dzień pojawi się post, w którym będziecie mogły się zgłaszać! :-)


Czy spodobała Wam się styczniowa zawartość SB? :-)

wtorek, 21 stycznia 2014

Green Pharmacy: Szampon do włosów osłabionych i zniszczonych z rumiankiem lekarskim

Rumianek ma wiele zastosowań, lubię stosować go w postaci okładów na oczy, przemywać nim skórę, ostatnio dodaję go także do mieszanki ziół jaką stosuję przy używaniu mojej sauny do twarzy.
Wyciągi z rumianku często pojawiają się także w szamponach i dzisiaj opowiem Wam o jednym z nich.



Green Pharmacy,
Szampon do włosów osłabionych i zniszczonych z rumiankiem lekarskim



Opis producenta:


Głównym składnikiem szamponu jest wyciąg z koszyczków rumianku lekarskiego o działaniu ogólnie wzmacniającym, przeciwzapalnym i antyalergicznym. Wyciąg z rumianku, bogaty w witaminę C, 
zwalczającą wolne rodniki - 
powoduje opóźnienie starzenia się skóry, a także witaminę PP, wzmacniającą naczyńka krwionośne
dzięki czemu poprawia wygląd skóry oraz wspomaga procesy regeneracyjne włosów na całej ich długości. Wzmacnia cebulki włosowe i chroni końcówki przed rozdwojeniem.

Rumianek to naturalny filtr UV oraz bogate źródło życiodajnej energii z przyrody, która przywraca włosom zdrowie.



Szampon mieści się w przyciemnionej butelce o pojemności 350 ml. Kolor produktu przezroczysty, zapach dość intensywny. Nie zawiera SLSów, parabenów i barwników.




Wspomnę na początku, że rodzaj tego szamponu nie jest odpowiednio dobrany do moich włosów. Szampon kupiłam ze względu na obecność lubianego przeze mnie rumianku, ale moje włosy nie są ani zniszczone ani osłabione. Dodam także, że moje oczekiwania od tego typu produktów nie są jakoś zbytnio wygórowane. A mimo to nie kupię go ponownie. Zaraz powiem dlaczego.

Szampon pachnie dość intensywnie i niekoniecznie typowo-rumiankowo, ale nie przeszkadza mi to, bo nie wyczuwam aby jakoś długo utrzymywał się na włosach. Bardzo dobrze się pieni, ze zmywaniem nie ma problemów. Konsystencja ok. Oczyszczanie jest odpowiednie, jednak używany codziennie powoduje przesuszenie moich włosów (skóra głowy bez zmian). Producent wspomina o regeneracji włosów na całej długości, a także wspomaganie końcówek przed rozdwajaniem - zużyłam całe opakowanie i nic takiego nie zaobserwowałam. Do głównych minusów zaliczam to, że po umyciu włosów tym szamponem, stają się one szorstkie i trudne do rozczesania, a także powoduje puszenie się włosów.
Podczas zakupu nie zwróciłam uwagi, ale wyciąg z rumianku jest dopiero na ósmym miejscu składu. Pozycja dość odległa. Wyczytałam w internecie, że produkt ten ma silne detergenty i dość często dziewczyny skarżą się na podrażnienie skalpu.
Wydajność i cena są w porządku.
Plusem jest brak w składzie SLS, SLES i parabenów, jednak ja nie kupię go ponownie gdyż męczyłam się ze zużyciem i sięgałam po niego dość niechętnie.

Skład (nowy):






Dostępność: drogerie, markety, internet
Cena: ok. 8 zł / 350 ml





Znacie szampony tej marki? Macie jakiegoś ulubieńca, którego mogłybyście polecić?

czwartek, 16 stycznia 2014

Shinybox - recenzja grudniowego pudełka

Wielkimi krokami zmierza do nas styczniowa edycja (Shiny poinformował na swoim fanepage'u, że pierwsza wysyłka jest już w drodze) dlatego biorę się za krótki opis kosmetyków z zeszłego miesiąca.


Shinybox
grudzień 2013






Farmona, masło do ciała 
produkt pełnowymiarowy
(14 zł/ 200 ml)

Jako, że masełek i balsamów mam sporo ten produkt musi zaczekać na swoją kolej. Ma zabezpieczenie w formie sreberka dlatego nie opowiem Wam ani o konsystencji ani o zapachu. Notka na pewno pojawi się na blogu. Jeżeli jednak macie chęć poczytać o produktach Farmony, to niedawno pisałam o nich tutaj i tutaj.






Organique, peeling enzymatyczny
 produkt pełnowymiarowy 
(73 zł/ 100 ml)
(niektóre z Was dostały zamiast peelingu tonik do twarzy bądź żel do mycia twarzy)

Kiedyś używałam peelingu enzymatycznego z Biochemii Urody i byłam z niego bardzo zadowolona. Podobnie jest w przypadku tego produktu. Ma świetną konsystencję, nie spada z palca, aplikacja jest łatwa i przyjemna. Działa rewelacyjnie. Złuszcza martwy naskórek, oczyszcza, wygładza, pozostawia skórę miękką i miłą w dotyku. Nie pozostawia uczucia ściągnięcia. Rezultat widoczny już po pierwszym zastosowaniu. Jest bardzo wydajny dlatego na cenę przymykam oko. Chyba poświęcę mu osobną notkę, bo na to zasługuje.

Anatomicals, balsam do ust 
produkt pełnowymiarowy 
(12 zł/ 15 ml)
(niektóre z Was dostały krem do rąk)

Fajnie, że moje pudełko skrywało balsam do ust, ponieważ mam jeszcze jeden nie otwarty krem do rąk, który czeka na swoją kolej. Balsam z serii "nie pękaj" jest przezroczysty, ma raczej gęstą i niewodnistą konsystencję, łatwo rozprowadza się na ustach. Długo utrzymuje się na skórze i za to zdecydowany plus - dzięki temu usta są dłużej chronione (nawet w chłodniejsze dni). Zmiękcza naskórek, ładnie prezentuje się na ustach, dodaje im blasku. Jest wydajny. Nie mam obecnie dużego problemu z ustami, zobaczymy jak poradzi sobie kiedy w końcu zajrzy do Wrocławia prawdziwa zima.




Marion, bibułki matujące
 produkt pełnowymiarowy 
(12 zł/ 50 sztuk)

Nie miałam jeszcze produktu tej marki, który powaliłby mnie na kolana dlatego jestem dość sceptycznie nastawiona do Mariona. Jeżeli chodzi o bibułki to spełniają swoje zadanie, jednak kolor pudru odznacza się trochę od odcienia mojej cery. Jedna bibułka wystarcza aby zmatowić całą cerę. Nie zauważyłam aby produkt mnie wysuszał czy podrażniał. Nie pogorszył też stanu mojej cery. Nie niszczy makijażu. Same bibułki są jakby nieco twarde, trochę dziwne, ale może takie mają być. Ogólnie jest ok, ale zaznaczę, że nie mam doświadczenia z tego typu specyfikami, dlatego nie mam porównania.





Lorealbłyszczyk do ust Glam Shine 
produkt pełnowymiarowy 
(35 zł/ 6 ml)


Fajnie, że trafiłam na ten kolor (181), bo w niektórych pudełkach umieszczono odcień pomarańczowy. Zaraz po otwarciu błyszczyka zdziwił mnie jego szeroki aplikator jednak nanosi błyszczyk odpowiednio. Opakowanie mieści 6 ml produktu. Kolor (widoczny na poniższym zdjęciu) nie zawiera drobinek. Trwałość oceniam na przeciętną, utrzymuje się krótko, cenę zaś uważam za zbyt wysoką. Nie wysusza moich ust, napisano że zawiera wit. E i olejki roślinne. Znam błyszczyki tańsze, z których jestem bardziej zadowolona choć tego nie przekreślam, będę go nadal używać.
Plus za szeroki wybór kolorów.







Na koniec jeszcze swatch błyszczyka i balsamu do ust:




Najbardziej jestem zadowolona z peelingu i cieszę się, że to właśnie on mi się trafił, chociaż prawdę mówiąc i żel i tonik chętnie bym przetestowała, lubię tę markę i ufam jej. Pozostałe produkty nie zawiodły, ale też efektu "wow" po ich używaniu nie odnotowałam. Balsam długo utrzymuje się na ustach, dlatego noszę go zawsze w kurtce, nakładam też warstewkę na noc i z działania jestem zadowolona. Masełko musi zaczekać na swoją kolej, bo jak pootwieram wszystkie mazidła, to nie zdążę ich zużyć w terminie przydatności. Błyszczyk ładnie prezentuje się na ustach, ale jest mało trwały. Z bibułek byłabym bardziej zadowolona gdyby puder był bardziej dopasowany do mojego kolorytu skóry, ten trochę się na niej odznacza. Jest też podobno wersja bez pudru, chętnie bym ją wypróbowała. 
*Wiele pudełek zawierało także kurację do rekonstrukcji włosów Kerabond, u mnie jej nie było, nie jest mi z tego powodu smutno, bo to zestaw 3 saszetek (podobno na jedno użycie). Bardzo podoba mi się wygląd pudełka. :-)




Jak oceniacie to pudełko?

środa, 15 stycznia 2014

Ciasto jogurtowe z czekoladą i wiórkami kokosowymi - łatwy i tani przepis

Dziś kolejny przepis na ciasto z cyklu "tanio, szybko i smacznie". Lubię takie słodkości, które nie wymagają dużej ilości składników i nie pochłaniają zbyt wiele czasu. Kiedy znalazłam ten przepis w internecie (klik!) od razu postanowiłam go wypróbować. To coś w stylu: wsyp, zamieszaj, włóż na blachę i do piekarnika. :-)


Ciasto jogurtowe z czekoladą i wiórkami kokosowymi







Składniki:

- 1 szklanka jogurtu naturalnego
- 1 jajko
- 1/2 szklanki cukru
- 1 łyżka cukru wanilinowego
- kilka kropelek aromatu śmietankowego
- 1/2 szklanki oleju
- 2 szklanki mąki pszennej
- 1 płaska łyżeczka proszku do pieczenia
- 1 płaska łyżeczka sody oczyszczonej
- szczypta soli 



Opcjonalnie do wyboru:
- 50 g czekolady pokrojonej w małą kosteczkę
- wiórki kokosowe
- rodzynki
- migdały
- owoce
- skórka pomarańczowa
itp...


Opis przygotowania:

1. Mąkę należy przesiać przez sitko i dodać proszek do pieczenia, sodę, sól.

2. W osobnej misce należy wymieszać za pomocą miksera: cukier, jajko, jogurt, olej i aromat śmietankowy (miksujemy około minuty do czasu połączenia się składników).

3. Suche składniki należy połączyć z mokrymi i wymieszać przy pomocy łyżki. W tym miejscu dodajemy składniki wg własnego uznania: czekolada, wiórki, rodzynki itp.

4. Ciasto należy umieścić w keksówce (moja ma wymiary 27 x 12 cm) na wyłożonym wcześniej papierze do pieczenia. Piec w piekarniku nagrzanym do 180'C przez około 50-60 minut. Stan ciasta możemy sprawdzić przy pomocy wykałaczki. Na koniec ciasto możemy posypać cukrem pudrem bądź polać polewą czekoladową.



Ciasto jest wilgotne, pachnące, idealnie pasuje do kawy, herbaty bądź mleka. Szybki i prosty przepis, nawet dla osób, które nie radzą sobie za dobrze z wypiekami. Nie może się nie udać. :-)


Lubicie ciasta jogurtowe? :-)

poniedziałek, 13 stycznia 2014

Miss Beauty: zestaw dwóch żelowych eyelinerów z pędzelkami

Poniższe eyelinery to zakup mojej siostry, dała mi je do przetestowania, dlatego pomyślałam, że podzielę się z Wami opinią na ich temat. Marka jest dla mnie zupełną nowością, niewiele jej również w internecie.


Miss Beauty 
zestaw dwóch żelowych eyelinerów z pędzelkami





To zdjęcie pochodzi z internetu, wklejam aby zobrazować produkt do czasu aż nie zrobię swojego zdjęcia.



Opis producenta:


Żelowy eyeliner, który pozwoli wykonać precyzyjną i profesjonalnie wyglądającą kreskę.
Precyzyjne pędzelki zapewniają idealne
 prowadzenie kreski i doskonałe podkreślenie oczu.



Oba produkty znajdują się w okrągłych, wytrzymałych pojemniczkach z nakrętkami (<->35 mm). 
Pojemność: 3g/sztuka.


Zestaw powyższych eyelinerów mieści się w kartoniku, w skład wchodzą także dwa pędzelki, których nie uwieczniłam na zdjęciach (fotkę wrzucę na dniach). Każdy z pędzelków mierzy po 8 centymetrów, wg mnie są nieporęczne dlatego używam innych. 

Przyznam szczerze, że nie oczekiwałam cudu po tych produktach, nie znalazłam też w internecie żadnych recenzji na ich temat. Siostra powiedziała mi, że kupiła je w śmiesznie niskiej cenie i jest z nich zadowolona. Kiedy zaproponowała, że zostawi mi je do testów, przystałam na to ochoczo.
Jak już wspomniałam eyelinery mieszczą się w okrągłych pojemniczkach, podobnych do tych z Essence. Są to produkty żelowe, którymi możemy stopniować efekt i natężenie koloru. W zestawie znajdują się dwa kolory, w zasadzie dość podstawowe, bo mamy tutaj czerń i brąz. Oba kolory są matowe i nie zawierają drobinek. Ich żelowo-kremowa miękka (wg mnie trochę za rzadka) konsystencja pozwala na łatwe prowadzenie na skórze. Przy pomocy pędzelka zrobimy to w mgnieniu oka. Nie ma problemu z nabraniem na włosie odpowiedniej ilości żelowej mazi. Jeżeli nie przesadzimy z ilością to nie ma też problemu ze zbyt długim wysychaniem (przy kilku warstwach czas ten się wydłuża). Po zaschnięciu nie odbija się na górnej powiece, nie kruszy i nie blaknie w ciągu dnia. Do wodoodporności mogłabym się przyczepić, bo wg mnie nie jest to do końca prawdą. Opis na opakowaniu informujący, że jest produkt wytrzymujący 24 godziny jest oczywiście przesadzony, tego się po nim nie spodziewajcie. ;-) Linery nie podrażniły moich oczu.
Nie twierdzę, że są idealne, ale myślę, że w tak niskiej cenie na prawdę warto spróbować.


Efekt (eyelinery nałożone palcem):






Skład: Ricinuc Communiz, Octyl Palmitate, Polybutene, Bis-Diglyceryl, Polyacyladipate-2, Copernicia, Aluminum Starch Octenylsuccinate, Ceresin Wax, Cera Alba, Silica, Methylparaben, Propylparaben, Ascorbyl Palmitate.




Dostępność: doszukałam się ich tylko na Allegro i Ebay
Cena: ok. 8 zł / zestaw dwóch eyelinerów z dwoma pędzelkami




Znacie te eyelinery?

piątek, 10 stycznia 2014

L'AZEL ACTIVE Professional: Krem przeciwtrądzikowy

We Wrocławiu w dalszym ciągu po zimie ani śladu, ale podobno ma się to zmienić już od tego weekendu. Nie żeby brak śniegu i mrozów jakoś szczególnie mi doskwierał, ale z pewnością chętnie będę się wpatrywać w te duże płatki śniegu, wolno spadające z nieba. :-)

Czas na recenzję kremu przeciwtrądzikowego, o którym jakiś czas temu już Wam wspominałam. W swoim posiadaniu mam sporo produktów mających na celu zwalczyć trądzik, ale jakiś czas temu postanowiłam, że zminimalizuję ich używanie. Zostawiłam parę specyfików, po które sięgam konsekwentnie i systematycznie. W obecnej chwili muszę pochwalić się Wam ładnym (coraz lepszym) stanem cery. :-)



L'AZEL ACTIVE Professional
Krem przeciwtrądzikowy 


L'azel Active jest to polska marka kosmetyczna, ich produkty są wykorzystywane w salonach kosmetycznych w całym kraju. Seria produktów antytrądzikowych składa się z trzech kosmetyków, ja wybrałam do testowania krem (jest również żel do mycia twarzy i płyn do pielęgnacji skóry). Każdy z tych produktów zawiera specjalnie wyselekcjonowaną przez specjalistów firmy substancję czynną - azeloglicynę, kwas laktobionowy oraz witaminę PP.




Opis producenta:

Wyjątkowo skuteczny i wydajny  krem o działaniu przeciwtrądzikowym L’Azel Active Professional. Specjalnie opracowana nowoczesna formuła zwęża pory, zimniejsza ilość wyprysków oraz błyszczenie skóry. Ma działanie łagodząco- kojące.  
Zawarty w kremie kwas laktobionowy reguluje złuszczanie naskórka, hamuje rozwój drobnoustrojów na powierzchni skóry,
nawilża oraz redukuje przebarwienia. Krem zawiera lekkie emolienty nie sprzyjające powstawaniu zaskórników.


Sposób użycia: stosować codziennie wieczorem po umyciu skóry. Nanieść krem na twarz lub inne miejsca dotknięte trądzikiem omijając okolice oczu i błon śluzowych.




Krem mieści się w niewielkich rozmiarów miękkiej tubce. Kolor biały, produkt bezzapachowy, konsystencja lekka. Pojemność: 30 ml.



Opakowanie kremu przyszło do mnie dość mocno sfatygowane, a to za sprawą Poczty Polskiej, mimo, że kosmetyk znajdował się w kopercie bąbelkowej. Kartonik ucierpiał, nic się jednak nie stało samej tubce. Tak jak wspomniałam, jest niewielkich rozmiarów, jednak informacje na stronie producenta zapewniają nas, że jest to produkt pełnowymiarowy.

Sam kosmetyk (a nawet kosmeceutyk, jak dowiadujemy się z informacji na stronie sklepu) ma bardzo lekką konsystencję, łatwo rozsmarowuje się na powierzchni skóry i szybko wchłania. Nie pozostawia tłustej ani świecącej się powłoczki dlatego nada się również pod makijaż (także mineralny). Można powiedzieć, że po chwili już go nie ma, wchłania się idealnie. Produkt po zastosowaniu pozostawia skórę matową, ani trochę się nie błyszczy, zauważyłam również, że nie wysusza.

Producent zaleca stosowanie kremu raz dziennie, wieczorem, po dokładnym miejsca dosięgniętego zmianami skórnymi. Zdarza mi się nanosić go w ciągu dnia po zmyciu makijażu.
Głównie stosuję go tylko punktowo na zmiany skórne, od czasu do czasu na całą twarz gdyż moja buzia w ostatnim czasie wyraźnie się poprawiła. Powodem tej zachowawczej, punktowej aplikacji jest również fakt, że kwas laktobionowy jest dla mnie nowością i początkowo zastanawiałam się czy aby przypadkiem nie spowoduje wysypu na mojej skórze - jednak nic takiego nie miało miejsca. Azeloglicynę zastosowaną w tym kremie znam od jakiegoś czasu i wiem, że dobrze działa na moją problematyczną cerę dlatego ucieszyłam się, że znajduje się w składzie tego specyfiku.

Ten kosmetyk sprawia, że zmiany trądzikowe zdecydowanie szybko się goją, zmniejszają, ustępuje zaczerwienie. Krem jest skuteczny, wygładza cerę, radzi sobie z delikatnymi zaskórnikami. Nie podrażnił mojej skóry, nie powodował pieczenia. Świeże, niewielkie zmiany trądzikowe jest w stanie zatrzymać dzięki czemu nie powiększają się, wręcz znikają. Szczerze mówiąc nie spodziewałam się po nim tak dobrego działania! Jeżeli chodzi o likwidację przebarwień to po miesiącu stosowania nie zauważyłam różnicy, ciekawa jestem czy na dłuższą metę coś by się w tej kwestii zmieniło.
Żałuję, że nie jestem w posiadaniu żadnych zdjęć potwierdzających jego pozytywne działanie. Mogę Was jednak zaprosić na stronę Smyka, gdzie Patrycja pokazuje efekt "przed" i "po": klik!
Jako, że nie używam kremu na całą twarz, nie mogę opowiedzieć się dokładnie za jego wydajnością. W moim mniemaniu jest wystarczająca.
Do minusów zdecydowanie zaliczam cenę, nie każdy będzie mógł sobie na niego pozwolić.

Skład:







Dostępność: strona producenta
Cena: 99 zł / 30 ml



Znacie tę markę? Używałyście ich produktów? 

czwartek, 9 stycznia 2014

Zbiorowo o prezentach urodowych i ShinyBoxie

W tym roku postanowiłam, że nie będę prezentować na blogu wszystkich prezentów choinkowych, zdecydowałam się tylko na publikację tych urodowych, które pasują do profilu mojej strony. W zasadzie niebawem stuknie połowa stycznia, więc jak nie trudno zauważyć jestem trochę w tyle z postem dotyczącym podarków. Jednak jak powiadają - co się odwlecze to nie uciecze. ;-)



Farmona



Ostatnio, przy recenzji zestawu pierniczkowego z Farmony, wspominałam Wam, że pojawi się niebawem zdjęcie zestawu kosmetyków jakie otrzymałam od siostry. Bardzo lubię tę markę, zapachy kosmetyków są wręcz obłędne. Masło szarlotkowe od razu skradło moje serce, podobnie jak sól do kąpieli i peeling. Opinie na temat powyższych produktów na pewno będą stopniować pojawiać się na mojej stronie.


SilverCrest - sauna do twarzy 





W okolicy Świąt Bożego Narodzenia pokazywałam Wam na Facebooku saunę, którą podarował mi Tato. Wie, że mam bzika na punkcie mojej twarzy, a ten produkt działa oczyszczająco na cerę. W zależności od użytych ziół ma dodatkowe działanie np.: uspakajające, pobudzające, łagodzące, regenerujące. Taka sauna to elektroniczna wersja kąpieli parowej (tzw.parówki) jakie stosowały nasze babcie. Posiada również nakładkę na nos, dzięki której możemy przeprowadzać inhalacje w czasie przeziębienia. Chętnie sięgam po to urządzenie, zrobiłam sobie mały zapas ziół i kombinuję. Po takim zabiegu pielęgnacja skóry jest skuteczniejsza. Więcej na jej temat napiszę za jakiś czas w osobnej notce.



ShinyBox - 
grudzień 2013



Mój ShinyBox dotarł w grudniu, podobnie jak Wasze, ale nie obyło się bez przygód gdyż moje pudełko było niekompletne. Nie zawierało w moim mniemaniu głównego produktu od Organique. Na szczęście po zgłoszeniu tego faktu zespołowi SB, szybko sprawa została wyjaśniona i dosłali mi brakujący kosmetyk (peeling enzymatyczny). Za jakiś tydzień-półtora napiszę recenzję na temat powyższej, grudniowej edycji. Teraz wspomnę tylko pokrótce co skrywał box, choć domyślam się, że już zdecydowana większość z Was go widziała.

- Organique, peeling enzymatyczny - produkt pełnowymiarowy (73 zł/ 100 ml)
(niektóre z Was dostały zamiast peelingu tonik do twarzy bądź żel do mycia twarzy)
- Anatomicals, balsam do ust - produkt pełnowymiarowy (12 zł/ 15 ml)
(niektóre z Was dostały krem do rąk)
- Loreal, błyszczyk do ust Glam Shine - produkt pełnowymiarowy (35 zł/ 6 ml)
- Marion, bibułki matujące - produkt pełnowymiarowy (12 zł/ 50 sztuk)
- Farmona, masło do ciała, produkt pełnowymiarowy (14 zł/ 200 ml)



Wiem, że pytanie nieco spóźnione, ale napiszcie czy jesteście zadowolone ze swoich zdobyczy pod choinkowych. :-) Podoba się Wam grudniowa edycja ShinyBox?

środa, 8 stycznia 2014

Bielenda: Awokado, 2-fazowy płyn do demakijażu oczu

Za płynami dwufazowymi nigdy nie przepadałam. Nie używałam ich zbyt wielu, jednak bardzo negatywnie wspominam demakijaż niebieską Ziają. Okropnie podrażniła mi skórę okolic oczu. Od tamtego czasu raczej unikam tego typu specyfików, z powodzeniem zastępują mi je płyny micelarne, olejki myjące, sporadycznie z braku laku mleczka oczyszczające.
Bielendzie postanowiłam dać jednak szansę, a to za sprawą pozytywnych opinii krążących w internecie.


Bielenda,
Awokado, 2-fazowy płyn do demakijażu oczu



Opis producenta:


Łagodny, niezwykle delikatny, a równocześnie wyjątkowo skuteczny płyn do demakijażu nawet bardzo wrażliwych oczu
Dzięki specjalnej 2-fazowej formule szybko i skutecznie usuwa również makijaż wodoodporny. Jednocześnie pielęgnuje i koi cienką i delikatną skórę wokół oczu,
nawilża ja, zapobiega wysuszeniu. 
Łagodzi podrażnienia. Nie pozostawia tłustej warstwy. Może być stosowany przez osoby noszące szkła kontaktowe.


Płyn zamknięty jest w przezroczystym, plastikowym opakowaniu ze szczelną nakrętką. Otwór jest dość spory. Produkt raczej bezzapachowy, dwukolorowy. Do kupienia w trzech wariantach (Bawełna, Awokado, Czarna Oliwka). Pojemność 125 ml.




Obie fazy tego płynu po wymieszaniu łączą się ze sobą należycie, ale wydaje mi się, że nieco za szybko się ponownie rozwarstwiają. Zdarza się, że muszę raz jeszcze zamknąć butelkę aby wstrząsnąć miksturę, bo nie dokończyłam usuwania makijażu. Produkt przeznaczony jest dla wrażliwych oczu, ja co prawda takich nie mam, ale faktem jest, że podczas użytkowania go, nie zaobserwowałam aby działał krzywdząco na okolice moich oczu, można powiedzieć, że jest delikatny. W moim mniemaniu produkt jest dość tłusty, pozostawia delikatną powłoczkę na skórze, której bardzo nie lubię. Zmywanie makijażu przebiega średnio dobrze. Lepiej w tej roli sprawdzają się u mnie płyny micelarne. Nie mówię, że nie zmywa kolorówki, bo to nieprawda, po prostu radzi sobie słabiej niż micel. Potrzeba więcej wacików i czasu. Wydajność przy codziennym stosowaniu oceniam jako średnią.


Skład:  Ingredients: Aqua (Water), Cyclomethicone, Isohexadecane, Glycerin, Persea Gratissima (Avocado) Oil, Arginine PCA, Elaeis Guineensis (Palm) Oil, Sodium Chloride, Cocos Nucifera (Coconut) Oil, Disodium EDTA, Methylparaben, DMDM Hydantoin, CI 42090 (Acid Blue 9), CI 19140 (Acid Yellow 23).


Podsumowując: Powrót do dwufazówek mi raczej nie grozi. Zdecydowanie lepiej sprawdzają się u mnie micele - działają szybciej i są skuteczniejsze. W Awokado przeszkadza mi głównie ta tłusta warstewka, którą płyn pozostawia, uważam też, że mógłby sobie lepiej radzić z demakijażem. Ja na drugą buteleczkę się nie zdecyduję.



Dostępność: internet, drogerie, supermarkety
Cena: ok. 7 zł / 125 ml




Lubicie dwufazówki? Macie swoją ukubioną?

wtorek, 7 stycznia 2014

Firmoo po raz trzeci!

Raz jeszcze otrzymałam możliwość opisania na łamach mojego bloga okularów marki Firmoo. Tym razem zaproponowałam możliwość wyboru oprawek mojej siostrze Magdzie. Zdecydowała się na poniższy model.

#BC6149

    Black(01)













Mojej siostrze zależało na dość wąskich oprawkach. Chciała aby szkiełka na dole pozostały gołe, faktycznie bardziej jej do twarzy w takich, które nie są obudowane w całości. Szeroki wybór na stronie Firmoo spowodował, że Magda nie mogła zdecydować się na jeden konkretny model, ale ostatecznie - udało się. Ten który wybrała kosztuje 39$ i znajdziecie go tutaj: klik!
Okulary standardowo dotarły do nas za pośrednictwem kuriera FedEx. Poza opakowaniem przewoźnika, zapakowane były również w kopertę bąbelkową jak i solidny czarny, elegancki futerał. Poza nim w zestawie otrzymałyśmy również coś w rodzaju sakiewki (miękki futerał, od razu dodam, że oba pudełka widoczne są na poniższej fotce) i ściereczkę. Firmoo zadbało także o sprawy techniczne: w przesyłce znalazł się również specjalny kluczyk, zestaw śrubek i zapasowe noski do okularów.

Oprawki są matowe, z przodu lekko się błyszczą. Utrzymane są w stonowanej czarno-brązowej kolorystyce. Muszę przyznać, że te barwy bardzo mi się podobają i pasują do urody mojej siostry. Okulary nie sprawiają, że wyraz twarzy jest smutny czy przytłoczony. Mimo, że były wybierane na odległość to i tym razem udało się dopasować je idealnie.
Okulary wydają się być solidne, wyglądają elegancko, i porządnie.
Przesyłka dotarła do mnie w ciągu czterech dni roboczych, a wydaje mi się, że mogłoby to trwać nawet krócej gdyby nie minione Święta. Kontakt mejlowy z Jessicą był jak zwykle bardzo przyjemny i konkretny.


Przy okazji tego posta pokażę Wam okulary jakie jaki czas temu otrzymałam dla siebie i dla mojej drugiej siostry.

Moje:
mode#CP6072, kolor Black, Clear (C11)
Recenzja - klik!




Joli:
model #DBSN5942, w kolorze  Brown(C7)
Recenzja - klik!








Powyższe pary służą nam po dziś dzień choć od otrzymania pierwszej minął już ponad rok.



Wspomnę jeszcze o programie, który obecnie obowiązuje w sklepie Firmoo. Możecie zamówić DARMOWE OKULARY (oprawki + szkła!) opłacając jedynie koszty wysyłki. 
Akcja ta nazywa się: First Pair Free Program, a więcej na jej temat przeczytacie tutaj: klik!


Jak Wam się podobają? :-)
Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...