czwartek, 31 października 2013

E-naturalne.pl: Krem anti-acne z azeloglicyną, baza bez gliceryny (opis produktu i jego przygotowanie)

Jeszcze w zeszłym tygodniu nie miałam pojęcia czym jest azeloglicyna, nie wiedziałam, że może być składnikiem kremu i w jaki sposób może działać na skórę. Wiadomości te, uzupełniłam sobie dzięki nowości jaka pojawiła się w sklepie e-naturalne.pl, noszącej nazwę:


Krem anti-acne z azeloglicyną, 
baza bez gliceryny




Opis produktu:

Krem Anti-Acne z azeloglicyną: cera trądzikowa, łojotokowa przeznaczony jest do pielęgnacji cery trądzikowej oraz łojotokowej i tłustej. Idealnie dobrane składniki działają na skórę kondycjonująco, nawilżająco, ujędrniająco i łagodząco, pozostawiając ją delikatnie wygładzoną i odświeżoną . Dodatkowo posiada działanie rozjaśniające plamy i przebarwienia potrądzikowe. Krem redukuje podrażnienia, przyspiesza gojenie się ran oraz działa antyseptycznie i przeciwzapalnie. Zawarte w nim składniki aktywne redukują produkcję sebum oraz zaskórników, jednocześnie likwidując florę bakteryjną wywołującą trądzik. Co więcej, likwiduje podrażnienia, nadając skórze gładkości i miękkości, a przy tym odpowiednio 
ją nawilża.


Jeżeli macie chęć poczytać dokładnie o tej nowości, to zapraszam Was na stronę produktu: klik!

Dzisiaj chciałabym się skupić na opisie przygotowanie tego produktu, gdyż pod moimi notkami przedstawiającymi gotowe zestawy do samodzielnego ukręcenia kosmetyków, pojawiają się Wasze komentarze na temat tego, że nie sięgacie po tego typu kosmetyki, gdyż nie potrafiłybyście ich stworzyć. Chcę Wam pokazać, że to na prawdę nic trudnego, na stronie produktów widnieje zawsze jasna i przejrzysta instrukcja z opisem krok po kroku, najczęściej wszystko polega na kolejnym dodawaniu do siebie składników i mieszaniu mikstury - tyle. :-)
To, że dostajemy produkt w takiej postaci jest najfajniejsze - wiemy dokładnie co dodajemy do naszego kosmetyku, unikamy zbędnej chemii którą są naszpikowane drogeryjne produkty, a także, możemy zrezygnować ze składnika, który nam nie pasuje na rzecz innego itd.


Ok. Zaczynamy. :-)

1. Na początku sprawdźmy kompletność składników, które są potrzebne do przygotowania naszego kremu. W zestawie brakuje 5 ml wody bądź hydrolatu - naszykujmy to sobie, aby już później usiąść i nie odchodzić od stolika.

2. Przygotujmy sobie miejsce pracy. Zachowajmy podstawowe zasady higieny. 






3. Sięgnijmy po bazę kremową i azeloglicynę. Do pojemnika z bazą wlewamy do ostatniej kropli azeloglicynę i dokładnie mieszamy powstałą rzecz. Ja do mieszania użyłam powyższej drewnianej szpatułki.



4. Do osobnego naczynia (nie metalowego!!) nalewamy 5 ml wody (nie kranówki) bądź hydrolatu. Do cieczy wsypujemy witaminę B3 i mieszamy do momentu całkowitego jej rozpuszczenia. 



5. Otrzymany roztwór dodajemy do bazy kremowej i dokładnie mieszamy.



6. Teraz kolej na dodanie kolejno: mleczka owsianego (jest bardzo gęste, ja pomogłam sobie plastikową pipetką z zestawu), ekstraktu z drożdży i oleju z krokosza. Pamiętajmy aby po każdym dodanym składniku dokładnie wymieszać całość. 

*Mieszajcie składniki ostrożnie gdyż opakowanie wg mnie jest nieco zbyt płytkie na taką ilość produktów i bardzo łatwo o wylanie zawartości.




7. Powstało nam coś takiego:



8. Teraz czas na dodanie zagęszczacza polimerowego (zapomniałam zrobić fotkę). Intensywnie mieszamy to co nam powstało, ew. jeśli macie możliwość zmiksowania tego - to można to uczynić. Mieszamy aż powstanie nam jednolita masa. Przyklejamy naklejkę.



9. Krem wyszedł płynny, bardzo lejący się, ale poradziłam się Pani Joli z e-naturalne i za jej wskazówką wstawiłam produkt na kilka godzin do lodówki, to sprawiło, że krem otrzymał postać pięknie zbitego kosmetyku, łatwego w nałożeniu na skórę.




10. Tak wygląda obecnie konsystencja kremu. Produkt jest biały, bezzapachowy, będę trzymać go w lodówce.





Pierwsze użycie kremu już za mną. Krem szybko się wchłonął, nie pozostawił lepkiej warstwy. Tak jak zalecono na stronie internetowej - będę używać go raz dziennie, tylko na noc. 
Zobaczymy jak się sprawdzi, za jakiś czas odezwę się w tej sprawie i przedstawię Wam swoją opinię.

Krem nie zawiera gliceryny, a jego składniki: azeloglicyna, mleczko owsiane, ekstrakt z drożdży piwnych, olej z krokosza, zagęszczacz polimerowy nie wskazują na to, aby wyrządził mojej skórze jakąkolwiek krzywdę. Bardzo liczę na pozytywne efekty, o których wspomina producent na stronie. Krem ma działać m.in. przeciw trądzikowo, nawilżająco, ujędrniająco, ale także ma posiadać właściwości rozjaśniające powstałe plamy i przebarwienia potrądzikowe. Pokładam w nim spore nadzieje. Koszt kremu to 37,90 zł / 50 g.

Planuję przygotować post z produktami, które postanowiłam obecnie używać do walki o piękną cerę. Pojawi się niebawem na blogu.


edit.: pełna recenzja produktu: klik!





Lubicie samodzielnie tworzyć kosmetyki? :-) 

środa, 30 października 2013

BingoSpa! Mam i ja! :-)

To już 5 edycja programu, w którym blogerzy mogą testować i opisywać na łamach swoich wirtualnych stron produkty marki BingoSpa. Bardzo ucieszyłam się na wiadomość, że tym razem każdy uczestnik ma do wykorzystania w sklepie Bingo 50 zł - dzięki temu możemy samodzielnie wybierać spośród wszystkich kosmetyków dostępnych w ofercie.
50 zł to wcale nie tak mało, ja wybrałam dla siebie 4 kosmetyki, które mnie bardzo zainteresowały.


BingoSpa






1. Mocny peeling błotny do twarzy z kwasami (glikolowym, mlekowym, owocowymi), 100 ml
Link do produktu w sklepie: tutaj!

Optymalnie efektywna kompozycja kwasów glikolowego, mlekowego i kwasy AHA rozpuszczając martwy naskórek, zwiększają poziom nawilżenia skóry, zmniejszają przebarwienia, stymulują syntezę kolagenu skutkiem czego poprawia się elastyczności, gładkość oraz wygląd zewnętrznej warstwy skóry.





2. Cynkowa maska to twarzy z aloesem, lnem i rumiankiem, 150 ml
Link do produktu w sklepie: tutaj!

Cynkowa maska do twarzy BingoSpa ułatwia oczyszczanie skóry z nagromadzonego sebum, przywraca jej naturalne pH, ściągają nadmiernie rozszerzone pory, łagodzą stany zapalne, zmniejszają skłonność skóry do powstawania zaskórników. Tlenek cynku to skuteczny środek w przypadku drobnych uszkodzeń skóry, oparzeń, trądziku młodzieńczego.

Wyciąg z aloesu, rumianku i lnu zapewnia intensywnie nawilżenie skóry, łagodzi podrażnienia i zapobiega wysuszaniu naskórka.





3. Maska do włosów z glinką Ghassoul, 500 ml
Link do produktu: tutaj!

Glinka charakteryzuje się wysoką zawartością składników mineralnych, zwłaszcza krzemionki, która ma bardzo ważny wpływ na wygląd skóry, włosów i paznokci. Krzemionka zwiększa gładkość i sprężystość włosów.
Bardzo dobry współczynnik absorbcji i stosunek wymiany jonowej powoduje, że Ghassoul w oczyszczaniu, odtruwaniu i leczeniu skóry głowy jest bardziej skuteczna niż większość innych glinek. 

Skutecznie myje włosy i skórę głowy, nie uszkadzając łuski włosowej i włókien keratynowych. Chroni przed zanikiem warstwę lipidową skóry głowy. 





Ciekawe jak sprawdzą się te produkty w akcji, o wszystkim będę dawała znać na bieżąco. A może Wy używałyście już któregoś z nich? Jak wrażenia?




Macie swoje ulubione produkty BingoSpa?

poniedziałek, 28 października 2013

Łatwy przepis na tartę z budyniem i owocami

W zeszłym roku pokazywałam Wam bardzo fajny przepis na poniższe ciasto, w tamtym przypadku dekorowałam je nektarynkami: o tutaj. W piątek przygotowałam nową wersję tej tarty, wyszła smakowicie dlatego wrzucam ją na bloga.


Tarta z budyniem i owocami





Składniki:

spód:

- 125 gram masła
- 250 gram mąki 
- 100 gram cukru pudru
- jedno jajko
- szczypta soli

masa:

- jedno opakowanie budyniu
- dwie łyżki cukru waniliowego, albo ewentualnie ekstraktu waniliowego
- 30 gram masła 
- 400 ml mleka 


Opis przygotowania:

Do miski przesiewamy mąkę ze szczyptą soli, dodajemy masło pokrojone w kostkę, roztrzepane jajko i cukier. Powstałą masę ugniatamy do uzyskania jednolitej konsystencji. Tworzymy z tego kulę i wkładamy do lodówki na godzinę (ewentualnie do zamrażarki na 20 minut).

Po podanym wyżej czasie, wyciągamy schłodzone ciasto i rozwałkowujemy je na cienki placek. Wykładamy nim formę do tarty (pamiętajcie o papierze do pieczenia). Ciasto nakłuwamy dość obficie widelcem, następnie wkładamy do rozgrzanego piekarnika (200 stopni, 25 minut). Studzimy.

Do przygotowanego budyniu dodajemy ekstrakt waniliowy lub cukier waniliowy. Pod koniec gotowania dodajemy masło, intensywnie mieszamy mikserem. Lekko przestudzony budyń wylewamy na ciasto, wygładzamy na całej powierzchni. Układamy owoce według własnego widzimisię. ;-)

Tym razem na budyniu ułożyłam kiwi i ciemne winogrono. 
Pysznie! :-)



A Wy piekłyście coś słodkiego w weekend? :-)

piątek, 25 października 2013

Shiny Box Think Pink - październik 2013

Wczoraj dotarło do mnie kolejne pudełko, tym razem w zmienionej szacie graficznej, dół opakowania jest różowy, pokrywka zaś czarna. W boxie poza kosmetykami i ulotkami rabatowymi znajdziemy także kartkę z instrukcją jak należy prawidłowo wykonać samodzielne badanie piersi. Różowa wstążeczka widoczna na pudełku jest symbolem walki z rakiem piersi.


ShinyBox
Paździenik 2013



I szybciutko przechodzimy do kosmetyków, a tym razem w pudełku znalazły się:



A także wspomniane już wcześniej ulotki rabatowe (-10% na produkty w sklepie mineralnie.pl, -10% na zakup kolejnego ShinyBoxa) i kartka z opisem jak krok po kroku należy wykonywać samodzielne badanie piersi.



GOLDWELL
Balsam na włosy 60-sekundowy
64, 00 zł / 200 ml
(poniższe opakowanie ma 50 ml)


ORGANIQUE
Hot&Spicy, płyn do kąpieli
21,90 zł / 125 ml
(produkt pełnowymiarowy)


SECHE VITE TOP COAT
Odżywka do paznokci
34, 00 zł / 14 ml
(poniższe opakowanie ma 3,6 ml)


THE BODY SHOP
Maska do twarzy z wit. E
10, 00 zł / 6 ml
(produkt pełnowymiarowy)


SYIS
Płatki pod oczy
26,00 zł / 1 opakowanie
(produkt pełnowymiarowy)


FLOSLEK
Szampon przeciwłupieżowy Elastabion S
(2 x 8 ml - prezent)



Tak prezentuje się pudełko opatrzone hasłem Think Pink. Trzy pierwsze produkty bardzo mnie cieszą i jestem zadowolona, że trafiły do pudełek. Opis maski Goldwella brzmi rewelacyjnie, już nie mogę doczekać się, aż wypróbuję ją na swoich włosach. Jakiś czas temu w SB znajdował się lakier do włosów tej firmy, który bardzo miło wspominam. Następnie mamy płyn do kąpieli Organique. Markę lubię, ten produkt jest dla mnie nowością i ciekawi mnie jak się sprawdzi w kąpieli. Wiele dziewczyn, które dostały już swoje boxy, bardzo chwali zapach tego kosmetyku. Mi również przypadł do gustu jednak wychwalać go nie będę, gdyż nie jest wg mnie jakoś szczególnie rewelacyjny. Mojej siostrze natomiast w ogóle się nie spodobał Wiadomo - każdy lubi co innego. Ten produkt otrzymałyśmy w wersji pełnowymiarowej. Kolejna rzecz, która mnie ucieszyła to top coat nieznanej mi do tej pory marki Seche Vite, chętnie sprawdzę działanie tej odżywki na moich paznokciach. Dalej znajdują się już tylko saszetki. Płatki pod oczy Syis są pełnowymiarowe. Marka jest mi znana, gdyż chłopak mojej siostry pracuje w hurtowni z kosmetykami gabinetowymi i od czasu do czasu podrzuci mi jakieś próbki, które chętnie testuję. Płatki pod oczy powędrują prawdopodobnie do mojej mamy.
The Body Shop dołożył od siebie maseczkę do twarzy. Jeśli mnie czytacie, to wiecie, że w kwestii maseczek głównie sięgam po naturalne produkty, ostatnimi czasy są to głównie glinki i spirulina. Może podaruję ją siostrze. Na koniec mamy prezent od Flosleku - szampon w podwójnej saszetce. Przyda się, gdyż od czasu do czasu, borykam się z problemem niewielkiego łupieżu, takie saszetki są idealne, bo zwykle nie kupuję tego typu pełnowymiarowych opakowań.
A, i otrzymałyśmy w pudełkach bransoletki "zaprojektowane z myślą o Tobie". No, z myślą o mnie to one na pewno nie zostały zaprojektowane, bo zupełnie nie wpasowują się w mój gust... Śmieszny mnie też ich cena, 30 zł za te dwie koronki? Eeee... :-)


Jeśli macie chęć na ShinyBox to odsyłam Was do strony: 




Podoba Wam się ta edycja SB? Co najbardziej, co najmniej?

czwartek, 24 października 2013

O dwóch lakierach: Delia Coral Prosilk (157) i Wibo (425)

Niedawno pokazywałam Wam połączenie dwóch brązowych lakierów, kilka dni temu naszło mnie na pomalowanie paznokci kolejnymi dwoma: żółtym i zielonym.




A tak prezentują się na paznokciach:



Na zdjęciach uwidocznione są lakiery solo, bez podkładu i bez warstwy wierzchniej.




Delia, Coral Prosilk o numerku 157

Zacznę od Delii. Kolor - jak na zdjęciu - taki rozbielony, żółty odcień, którym raczej nie da się zrobić krzywdy. Lakier jest ciężki we współpracy gdyż jego jasny odcień nie kryje płytki paznokci w takim stopniu, w jakim bym chciała. Na zdjęciach widzicie aż trzy warstwy produktu. Wiadomo - im więcej warstw, tym lakier dłużej schnie - tak też jest w tym przypadku. Jego trwałość określiłabym jako lekko poniżej przeciętnej. Kolor 11, który pokazywałam Wam w tym poście: klik, dłużej nosiłam na pazurkach niż ten powyżej.
Opakowanie mieści 11 ml produktu, można go spotkać w okolicy 6 zł, czasem jednak zdarzają się w promocje w Superpharm - ja swój kupiłam właśnie tam za 2,99 zł.



Wibo, Extreme Nails o kolorku 425 

Ten lakier jakiś czas temu był dołączony do ShinyBoxa jako gratis. Zdjęcia w zupełności odwzorowują jego kolor, jest to ładna, przyjemna zieleń. Ten lakier kryje odrobinę lepiej niż jego poprzednik, ale za to schnie jeszcze dłużej niż żółtek z Delii. Trzyma się za to lepiej, to znaczy w momencie kiedy tamten zaczął mi odpryskiwać, ten jeszcze wyglądał całkiem dobrze. Muszę stwierdzić, że Wibo ma dużo lepsze lakiery (np. Express Growth), ten niestety się do nich nie zalicza.
Opakowanie mieści 9,5 ml produktu, Wibo można kupić w Rossmannie, za pewne w okolicy 5 zł.



Jak widzicie, oba lakiery wypadają marnie, są słabej jakości. Mimo, że łatwo się nakładają, to krycie, schnięcie i trwałość pozostawiają wiele do życzenia. 



Podobają się Wam takie kolory? Może polecicie mi jakieś dobre, niedrogie produkty, które przyspieszają wysychanie lakieru?

poniedziałek, 21 października 2013

Zakupy kosmetyczne, wymiana i facebookowa wygrana

Jak w temacie - dzisiaj o moich nowościach kosmetycznych, które przywędrowały do mnie w ostatnim czasie. W poście znajdziecie zarówno pielęgnację jak i kolorówkę.


Nowości w mojej kosmetyczce






Zacznę od pielęgnacji, zdjęcia ze zbliżeniem na poszczególne produkty znajdują się poniżej.







Sylveco, balsam brzozowy z betuliną.
To moja wygrana w konkursie facebookowym, z której jestem niesamowicie zadowolona. Markę - choć znaną mi od dawna z internetu - poznałam na własnej skórze dopiero w zeszłym miesiącu za sprawą lekkiego kremu nagietkowemu. Z jego działania moja cera jest bardzo zadowolona. Teraz kolej na przetestowanie naturalnego, nawilżającego balsamu. Dostałam również kilka próbek w saszetkach.

Deba, Bio Vital, Volume Shampoo
Wiele z nas kojarzy tę markę za sprawą Shiny Boxa, w którym jakiś czas temu znalazłyśmy kremy do rąk. Teraz, kiedy szampony i odżywki dotarły do Biedronek, zdecydowałam się na jeden kosmetyk - wybrałam szampon dodający objętości włosom. Jestem po pierwszym użyciu i to co mogę już teraz stwierdzić - przyjemnie pachnie, ale na moich włosach słabo się pieni. Poużywam dalej i dam znać jak się sprawuje.

Bielenda, Awokado, 2-fazowy płyn do demakijażu oczu
Mimo, że produkt jest Wam pewnie znany, to ja używam go po raz pierwszy. Jeśli miałabym porównać go do słynnego micela BeBeuaty, który właśnie mi się skończył, to powiedziałabym, że makijaż oczu wersja awokado zmywa słabiej. Przyznam szczerze, że nie przepadam za dwa-fazówkami, a to za sprawą niemiłej przygody z Ziają, która to okropnie podrażniła mi okolice oczu. Bielendzie dam jednak szansę, z uwagi na bardzo dobre oceny krążące w internecie.


Savon Noir, czarne mydło peelingujące
Jakiś czas temu pokazywałam Wam w poście zakupowym ten produkt. Opakowanie, które widzicie na powyższym zdjęciu, to efekt wizażowej wymiany. Jestem z tego mydła bardzo zadowolona, dlatego zdecydowałam się zrobić niewielki zapas i kiedy nadarzyła się okazja, stałam się jego posiadaczką. Mimo, że nie pachnie najprzyjemniej, to rewelacyjnie oczyszcza skórę!



I kolorówka. :-)





Annabelle Minerals, mineralny podkład kryjący
Jedno opakowanie już zużyłam, drugie niedawno kupiłam, a trzecie (to powyżej) jest efektem wymiany. Uwielbiam minerały, zmieniam marki, testuję, sprawdzam jak będą sprawowały się na mojej problematycznej skórze. Po zachwytach nad Lily Lolo, przyszedł czas na zachwalanie Annabelle Minerals, które w mojej opinii w porównaniu do tych pierwszych (połączywszy z korektorem), wypadają zdecydowanie lepiej. Bardzo ładnie kryją, dobrze się trzymają, znalazłam swój idealnie dobrany odcień (Golden Fairest), dobrze współdziałają z moją cerą. Pudełeczko widoczne na zdjęciu ma pojemność 10g, a w sprzedaży są też mniejsze - 4g.

Max Factor, 2000 Calorie, tusz do rzęs
Bestseller! :-) Mój pierwszy tusz 2000 Calorie kupiłam wiele lat temu i pamiętam, że używałam go przez długi okres czasu. Lubię do niego wracać. Używałam już wielu maskar Max Factora, mam do nich słabość. Jeśli chodzi o 2000 Calorie to jest to tusz posiadający idealną czerń, bardzo dobrze pogrubia i wydłuża rzęsy, jest trwały i daje bardzo wyrazisty efekt - taki jaki lubię. :-)

Earthnicity Minerals, mineralny podkład matujący
Niedawno EM na swoim facebooku w ramach promocji marki, rozdawali próbki swoich podkładów. Każdy zainteresowany mógł za darmo otrzymać wybrany przez siebie odcień kosmetyku, mi trafiły się trzy (swatch jest tutaj). Kolor, który wybrałam dla siebie (Honey Beige) pasuje do mojej cery, jest to jasny, żółtawy odcień. Podkład fajnie kryje zaczerwienienia, daje satynowe wykończenie, konsystencja nie jest sucha, zaciekawił mnie. Próbki są niestety malutkie dlatego to tyle z mojej recenzji. ;-)

Catrice, kamuflaż
Ten produkt zainteresował mnie po przeczytaniu kilku opinii na jego temat w internecie, dlatego przed weekendem zdecydowałam się na jego zakup. Niełatwo trafić w Naturze na najjaśniejszy odcień, ponieważ kamuflaż w tym odcieniu jest szybko wykupowany przez klientki. Ja kupiłam go dopiero w trzeciej Naturze, do której pojechałam. Używanie go z minerałami niestety nie zdaje chyba egzaminu, kamuflaż przebija mi z lekka spod minerałów, nie dopasowuje się do mojego odcienia skóry. Dwie różne konsystencje sprawiają, że produkty nie zlewają się idealnie w całość. No nic, poużywam go jeszcze (próbowałam dopiero dwukrotnie), może źle go nakładam albo rozcieram - spróbuję z innym pędzelkiem. Sprawdzę też, jak poradzi sobie w duecie z podkładem z Pharmaceris.

Pharmaceris, fluid intensywnie kryjący
O tym podkładzie pisałam Wam już w zeszłym roku. Ma ubogą kolorystykę, ale najjaśniejszy odcień sprawdzi się przy jasnych cerach - u mnie stapia się ze skórą. Podkład dobrze kryje i nie zapycha mojej cery. Używam go w zależności od potrzeb na przemian z minerałami. Pisałam o nim tutaj, zachęcam Was do przeczytania recenzji, jest tam także zdjęcie porównujące kolor 01 ivory do 02 sand. Jestem z niego zadowolona.

Róże mineralne
Jako fanka minerałów uwielbiam także róże w takiej formie. Na zdjęciu widać trzy próbki, które otrzymałam jako gratis do wymiany. ;-)


Pharmaceris, Puri Sebostatic, seria T - Trądzik


Powoli kończąc, pokażę Wam jeszcze dwa produkty jakie otrzymałam do przetestowania od Pani Eriski. Są to nowości z serii T do walki z trądzikiem. Ten produkt po lewej to Oczyszczający Dermo-Peeling, a buteleczka obok mieści Oczyszczający płyn bakteriostatyczny z 2% kwasem migdałowym. Jako, że mam problematyczną cerę, te produkty wydają się być idealnie dobrane do obecnych potrzeb mojej cery. Zobaczymy jak sprawdzi się podczas użytkowania. W maju tamtego roku pisałam Wam o innym produkcie z tej zielonkawej linii T - piance oczyszczającej, byłam z niej zadowolona. jeśli macie chęć, to zapraszam do zapoznania się z moją opinią, która jest tutaj - klik!






Znacie któryś z tych produktów? :-)


czwartek, 17 października 2013

W walce z niedoskonałościami: sproszkowana spirulina

Jakiś czas temu pokazywałam Wam się podczas zabiegu nakładania glinki Ghassoul na moją twarz. Dzisiaj temat podobny - bo maseczkowy - z tym, że przy użyciu tajemniczego, naturalnego produktu o nazwie: spirulina.


Spirulina


Opis produktu:
Spirulina to mikro alga o niebiesko-zielonej barwie i spiralnym kształcie, należąca do grupy sinic. 
Spirulina występuje w naturze w ciepłych wodach tropikalnych oraz subtropikalnych, a także jest uprawiana w warunkach sztucznych. Ze względu na bogatą zawartość naturalnych, łatwo przyswajalnych, a zarazem bezpiecznych substancji odżywczych jest nazywana „zielonym złotem”. Spirulina zawiera najwięcej drogocennych składników ze wszystkich poznanych roślin, dlatego stosuje się ją w bardzo szerokim zakresie.
W produktach kosmetycznych ma swoje zastosowanie od bardzo dawna. Jest bogata w naturalną prowitaminę A i białka, które są niezbędne do odbudowy naskórka. Stymuluje odbudowę włókien elastycznych oraz fibroblastów.
Jest to źródłem białka, witamin, minerałów oraz nienasyconych kwasów tłuszczowych, a także potrzebnych aminokwasów, ponadto bogata w beta-karoten, którego jest 10 razy więcej niż w marchwi.
Spirulina stanowi także bogate źródło kwasu linolowego i linolenowego. Inne witaminy, które są w spirulinie to: B1, B2, B3, B5, B6, B9, B12, kwas foliowy, kwas pantotenowy, niacyna, biotyna, witamina E oraz C, magnez, selen, cynk itd.

Moja spirulina znajduje się w plastikowym opakowaniu, które mieści 30 g produktu. Kosmetyk jest ciemnozielonej barwy, ma bardzo intensywny zapach. Konsystencja dobrze zmielonego proszku, bez grudek.


Do wykonania maseczki przyda nam się: spirulina, woda, pędzel, opakowanie w którym przygotujemy mieszankę.


Spirulina ciekawiła mnie od dawna. Jako, że borykam się z problemem niedoskonałości na skórze twarzy, bardzo systematycznie poszukuję produktów, które mogłyby mi pomóc w walce z trądzikiem (głównie grudki i zaskórniki zamknięte). Kiedyś, podczas przeglądania internetu, znalazłam wpis o tym zielonym błotku - zastanawiałam się jak sprawdzi się na mojej cerze. Dzisiaj przychodzę do Was, aby na łamach bloga, opowiedzieć o kilku moich spostrzeżeniach.
Tak jak widzicie na zdjęciach, spirulina wygląda mało ciekawie, a jeszcze gorzej pachnie. Jeśli miałabym określić jej zapach, to jest to nieco wzmocniony aromat wydobywający się z opakowania, w którym umieszczony jest pokarmem dla rybek. FUJ! Jest dla mojego nosa nieprzyjemny, ale używałam już wielu śmierdzących produktów, które działały cuda (np. kocanka, ostatnio też kozieradka), dlatego dla efektu jestem w stanie wiele znieść. Też tak macie?
Spirulinę przygotowujemy dokładnie tak samo jak glinkę. Dodajemy do niej wodę, tyle tylko, aby powstała maź, którą z powodzeniem nałożymy na skórę. Mieszankę nakładamy na twarz, w momencie gdy zaczyna przysychać, zraszam buzię hydrolatem lub wodą termalną/mineralną. Zmywam ją po około 20 minutach. Do tego celu polecam gąbkę np. Calypso (pokazywałam Wam ją ponad rok temu tutaj) bądź specjalną rękawicę (np. Kessę - pokazywałam Wam ją tutaj) gdyż usuwanie takiej maseczki jest dość problematyczne. 
Spirulina jest odpowiednia dla każdej cery, jednak pamiętam, że kiedyś czytałam wpis dziewczyny, którą ta alga podrażniała, dlatego zachęcam Was, do zrobienia próby na skórze przed nałożeniem tego produktu na całą twarz. Ja nie zaobserwowałam żadnego zaczerwienienia, szczypania czy przesuszenia. Zielony proszek możemy wzbogacić kwasem hialuronowym bądź np. olejkami - wg uznania. Możemy używać ją na włosy albo do kąpieli w wannie, a także wewnętrznie w koktajlach do picia
Po zmyciu spiruliny, skóra jest niesamowicie wygładzona, jakby jaśniejsza, zrelaksowana, zmatowiona. Produkt ten odżywia cerę, oczyszcza ją i działa łagodząco na istniejące już niespodzianki, nieco przyspiesza ich gojenie, zauważyłam także, że zmniejsza pory. Reguluje pracę gruczołów łojowych, w konsekwencji czego skóra mniej się przetłuszcza. Spirulina działa łagodząco na trądzik, o likwidacji mojego póki co nie ma jeszcze mowy. Zdaję sobie z resztą sprawę, że na sukces, składać się będzie więcej podjętych działań (ostatnio rozpoczęłam przygodę z Effaclar Duo). Używam jej zamiennie z glinkami, dlatego staram się aby stosować ją +/- raz na tydzień. Spirulina zawiera mnóstwo witamin i pierwiastków dobrze wpływających na cerę (m.in. selen, cynk, magnez, niacyna, witaminy z grupy B a także A, D, E, K).

Prezentuje się tak jak na poniższym zdjęciu i nie jest to może obraz przyjemny dla oka, ale czego się nie robi dla urody. ;-)

Dostępność: sklepy z półproduktami, mój pochodzi z e-naturalne.pl klik!
Cena: 3,70 zł / 10 g,  11,90 zł / 30 g


Opakowanie jest spore, 30 gram starczy mi na bardzo długo. Aby wypróbować produkt polecam Wam tę mniejszą pojemność 10 g. Cena jak najbardziej do przyjęcia. Jeśli nie macie szczególnie wrażliwego nosa i potraficie znieść nieprzyjemny zapach dla fajnych efektów - to polecam.

Produkt otrzymałam w ramach współpracy.


Używałyście już spiruliny? :-) Macie swoje sekretne mikstury likwidujące trądzik? ;-)

środa, 16 października 2013

ShinyBox - recenzja wrześniowego pudełka

"Przygotuj się na jesień z ShinyBox" - takie hasło przygotowano dla wrześniowego boxa. Tak jak wspomniałam już wcześniej, w pudełku znalazło się 5 produktów: 3 próbki i 2 pełnowymiarowe, a całość prezentowała się tak jak na poniższym zdjęciu. Moje pierwsze spostrzeżenia były takie, że to pudełko należy zdecydowanie do najlżejszych pośród tych, jakie do tej pory otrzymałam.

ShinyBox
wrzesień 2013




Czas na krótką recenzję każdego produktu. Tym razem zacznę od produktu, a właściwie moim zdaniem bubla kosmetycznego, który nie sprawdził się u mnie całkowicie. Mowa o mleku do ciała.
(Na dole posta pokażę Wam zbiorczo wszystkie swatche produktów).


Scottish Fine Soaps, mleko do ciała

Szczerze mówiąc przy tym produkcie nie potrafię doszukać się plusów. Zarówno zapach jak i konsystencja są dla mnie niemalże nie do zniesienia. Zapach - kwestia gustu - więc nie będę dyskutować, konsystencja zaś - okropna, leista, bardzo płynna, sprawia, że aplikacje są problemowe. Wydajność bardzo marna, kosmetyk starczył tylko na parę użyć. Działanie nie powaliło mnie na kolana, o fajerwerkach nie ma mowy. I do tego cena - 50 zł za 220 ml. To nie dla mnie, nie polecam Wam tego produktu.




Phenome, szampon do włosów

Opakowanie "na klik", przez które w odpowiedniej ilości wydobywamy produkt. Zapach intensywny, miętowy, porównywany w blogosferze do gumy do żucia, utrzymuje się jeszcze chwilę po kąpieli. Szampon mocno pieni się na moich włosach, które...  Polubiły ten produkt. Dobrze myje i odświeża włosy, nie obciążając ich. Włosy po umyciu są miękkie, oczyszczone. Jest bardzo wydajny, mała ilość wystarczy aby stworzyć pianę i umyć nią głowę. Nie podrażnił skóry, nie wywołał reakcji alergicznych. Do minusów zaliczam cenę (75 zł / 250 ml). Ja osobiście na szampony nie wydaję takich kwot pieniędzy, więc mimo, że produkt mi się spodobał, to już do niego nie powrócę.

Toni & Guy, serum do włosów

Testy tego produktu dopiero rozpoczynam, ponieważ dopiero co zakończyłam używanie jedwabiu marki Green Pharmacy, a nie chciałam używać obu produktów na przemian. O efektach testów serum Toni & Guy widocznego obok, opowiem za jakiś czas.

Glazel, kredka do oczu

Tego produktu byłam ciekawa i przyznaję, że jestem zawiedziona, zaraz Wam powiem dlaczego. Kredka jest miękka i dzięki temu wygodnie sunie po powiece kiedy maluję kreskę - super. Plus za aplikator w formie gąbki, który umożliwia rozcieranie kresek. Jest miękki i nie podrażnia skóry. Zastrzeżenia mam co do koloru i trwałości. Nie jest to kruczo-czarny, smolisty odcień. Przy kredce SuperShock z Avonu jej koloryt wypada z pewnością słabiej. Podobnie jest z wytrzymałością. W opisie kredki wspomniano, że jest "niezwykle trwała" tymczasem wystarczy przetrzeć palcem aby się starła. Za 1,8g musimy zapłacić 23 zł. Znam lepsze kredki np. Emily z Golden Rose (ok. 5 zł) bądź chociażby wspomniany SuperShock. 

Paese, róż z olejem arganowym

Opakowanie to zakręcany słoiczek. Róże występują w różnych kolorach, mi trafił się ten o numerze 42. Jest to kolor z dużą ilością cząstek odbijających światło. Nie jest to jasny odcień, powiedziałabym że raczej średni, muszę używać go w niewielkiej ilości ponieważ zwykle sięgam po delikatniejsze. Jednak dobrze roztarty, wygląda całkiem przyjemnie na moich policzkach. Jego pigmentacja jest bardzo dobra. Ma delikatny zapach. Łatwo rozprowadza się na skórze, nie tworzy smug ani placków. Ogólnie jestem z niego zadowolona, chociaż wolałabym coś w jaśniejszym odcieniu. Cena całkiem ok. 19 zł / 4g, warto polować na promocje.

Ostatnim produktem była próbka w saszetce serum Dermo Pharma, jednak mimo mojej ogromnej ciekawości co tego kosmetyku, nie użyłam go jeszcze, bo zaczęłam kurację Effaclarem, a wcześniej używałam Brevoxylu.

Tutaj jeszcze swatche produktów:





Jak widzicie kosmetyki z wrześniowej edycji raczej średnio trafiły w moje gusta. Najlepszy okazał się szampon, zadowolona jestem także z różu, chociaż nie obraziłabym się gdyby był nieco jaśniejszy. Kredka jest za mało czarna i za mało trwała, ale za to przyjemnie miękka i lekko prowadzi się ją po skórze. Serum do włosów dopiero zacznę testować, więc o efektach napiszę w innej notce, a mleko - według mnie jest okropne.

Jestem ciekawa co znajdzie się w październikowym boxie. :-)



Który kosmetyk z tej edycji polubiłyście najbardziej?
Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...